piątek, 25 stycznia 2019

Jak nie kochać mebli giętych?


Są takie przedmioty, którymi się zachwycasz, a za jakiś czas o nich zapominasz, ot takie zakochanie. Są też takie rzeczy, którymi się zachwyciłaś/łeś i pozostajesz pod ich urokiem na zawsze, to właśnie miłość. Ja kocham meble gięte, od zawsze. No niezupełnie, odkąd miałam 10 lat. Wówczas moja sąsiadka przytargała do domu (oczywiście swojego) cudowny, zachwycający i bardzo wygodny fotel bujany! Tak, ten sam, który do dziś produkuje chociażby fabryka Fameg. Pamiętam, że przesiadywałam u niej, w tym fotelu, godzinami (teraz sobie myślę, że musiała mieć mnie serdecznie dość;)). Jestem pewna, że w moim nowym domu właśnie taki fotel ze mną zamieszka.

Fot. Fameg

Michael Thonet - twórca mebli giętych

 Thonet był zwykłym cieślą, który dzięki swojej pomysłowości stał się niezwykłym przedsiębiorcą i bogatym człowiekiem. Pierwszy warsztat założył w 1819 roku w Boppard, w Prusach. Niestety jego kraj go nie docenił, patent przyznano mu w Paryżu, a sławę przyniósł mu Wiedeń, gdzie udał się na zaproszenie księcia Klemensa Wenzela von Metternich, po tym jak jego zakład w Niemczech popadł w finansowe kłopoty. Michael zmarł w roku 1871 w Wiedniu, zostawiając swoim synom kilka fabryk w Europie, między innymi działające do dziś fabryki -  Fameg w Radomsku i TON w Czechach.

Meble gięte - produkcja

O tym jak się produkuje meble gięte pisałam już kiedyś przy okazji wizyty w fabryce w Radomsku (TU). 
Poprzedni post był nieco chaotyczny, ale to dlatego, że byłam wówczas pod wpływem ogromnych emocji - pierwszy raz doświadczyłam czegoś takiego, gięłam drewno! Sprawiłam, że nabrało tych pięknych kształtów, w których się kiedyś zakochałam. 
A jak to dokładnie wygląda? Otóż drewno - okrągłe lub prostokątne długie jego kawałki  - poddaje się działaniu bardzo gorącej pary. Robi się to w piecach, dokładnie tak jak przed prawie dwoma wiekami. Hala, w której się to dzieje również przypomina fabrykę sprzed wieków - część maszyn jest stara, a wciąż dobrze działa. To sprawia, że gdy się tam wchodzi czuje się niesamowitą aurę, no i wspaniały zapach drewna.
Kiedy drewno jest jeszcze mokre wkłada się je w metalową formę nadającą mu odpowiednio wygiętą formę - to robi się ręcznie, bardzo delikatnie, gdyż drewno może pęknąć. 

Fot. Fameg
Tak formuje się każdy element, a następnie skręca się je tworząc gotowy mebel. Cześć z nich się tapiceruje, a część dostaje urocze, ręcznie wyplatane siedziska.

Fot. Fameg


Thonetowskie krzesła

Oczywiście najbardziej znane jest krzesło Nr 14, nagrodzone złotym medalem na Wystawie Światowej w Paryżu w 1867 r. Dzięki wiedeńskim kafejkom, popularnością cieszy się też krzesło nr 4. Stało się ono oficjalnym krzesłem we wiedeńskich kawiarniach, po tym jak w 1850 roku Thonet wyposażył jedną z nich właśnie w ten model.

Fot. Fameg
Ja jednak zakochałam się w innym - w 18. Gdy miałam naście lat zalazłam takie na śmieciach. Niestety miało zepsute siedzisko, a ja wówczas jeszcze nie miałam zacięcia DIY, no nie w takim stopniu jak teraz. Wyczyściłam je tylko, polakierowałam, a w otwór po siedzisku włożyłam donicę - krzesło odtąd było kwietnikiem. Gdy wyprowadziłam się z domu, ono tam zostało, a później przy przeprowadzce rodziców, gdzieś zaginęło :(

Teraz gdy moda na PRL-owskie meble wróciła, również powróciło wspomnienie, mojego kwietnika. Znów zapragnęłam takie krzesło mieć. Oczywiście mogłabym kupić nowe, ale po co, skoro można dostać stare? Kiedyś zwierzyłam się z tego marzenia Małgosi z dekudeku.pl. Po jakimś czasie zadzwoniła do mnie z pytaniem czy nadal je chcę? Oczywiście! Małgosia jest rewelacyjna w wyszukiwaniu starych mebli. Pomógł też jej mąż - wyszlifował, posklejał, zaszpachlował moje nowe krzesełko. Gdy do mnie dotarło wyglądało tak. 


W pierwszej chwili, jak zobaczyłam, że jest tak pięknie oczyszczone, chciałam zostawić naturalny kolor drewna, ale ostatecznie zdecydowałam się na pomalowanie go na...

 
  ... czarno, jakby inaczej? ;)


Na tym nie kończy się moja historia z meblami giętymi, mam ich jeszcze trochę - krzesła, o których pisałam TU, wieszak, który sama gięłam i dwa inne wieszaki z odzysku, które zaprezentuję w przyszłości. A jakie są Wasze meblowe miłości? Piszcie w komentarzach, może znów się zakocham. :)


Pozdrawiam,
Edyta

środa, 16 stycznia 2019

Projekt - dom na wsi - zakup działki cz. 1

Wiem, że wiele osób zaglądających na mojego bloga planuje, buduje lub marzy o budowie domu na wsi. Ja swoje marzenie realizuję, więc postanowiłam podzielić się z Wami doświadczeniem, które już mam. Jeśli będziecie mieli pytania - piszcie w komentarzach. Jeśli macie większe doświadczenie i chcielibyście się nim podzielić, będę wdzięczna jak też napiszecie uwagi w komentarzu. :)

Poszukiwanie działki na wsi

My właściwie wpierw poszukiwaliśmy starego domu. Niestety ograniczał nas budżet i przepisy (nie będąc rolnikiem można kupić dom z działką o maksymalnej powierzchni 5000 m kw., działkę bez domu o maksymalnej powierzchni 3000 m kw). Oczywiście jak wiele przepisów i ten można obejść, a właściwie nie obejść, ale uzyskać pozwolenie od Agencji Rolnej na zakup większego terenu. Raz byliśmy już blisko zakupu pięknego drewnianego domku z działką o pow. 7000 m kw. Już prawie złożyłam dokumenty w AR, gdy doczytałam, że po uzyskaniu zgody muszę przez 5 lat prowadzić na tej ziemi gospodarstwo (co ja wiem o prowadzeniu gospodarstwa?! Może lawendę bym wysiała...) i przez 10 lat nie mogłabym tej działki sprzedać. Zrezygnowaliśmy, bo skąd mogę wiedzieć co będzie za 5, 7, 10 lat... Drugi raz byliśmy bardzo blisko zakupu domu w samym środku lasu. To była śliczna okolica, chyba mam gdzieś zdjęcie.


Niestety tylko takie mogę pokazać, domu nie będę publikować, bo musiałabym mieć pozwolenie właściciela, a z tym nie rozstaliśmy się w przyjaźni, niestety nie dogadaliśmy się co do warunków, a pan się na nas obraził, że zajęliśmy mu tyle cennego czasu ;). W późniejszym rozrachunku byliśmy zadowoleni z rozwoju sytuacji, bo chociaż całym sercem pragnęłam tego domu, to nie byłby dobry wybór - dom był lekko przechylony, drzwi wewnętrzne wypaczone (wszystkie), a dojazd do posesji to leśna droga, zimą często nieprzejezdna.
Nie będę opisywać wszystkich naszych potencjalnych domów, bo poszukiwania trwały kilka lat, więc byłby to bardzo długi post. Napisze tylko dlaczego odrzucaliśmy kolejne - wilgotny teren (woda stała w piwnicy); działka zabudowana wieloma budynkami nadającymi się tylko do rozbiórki (okazuje się, że rozbiórka i utylizacja gruzu, blachy, eternitu jest bardzo droga); wieś pełna ujadających psów (trafiliśmy na dom we wsi, gdzie podczas dwóch godzin oglądania i rozmowy z właścicielem, bardzo miłym człowiekiem, ujadało bez przerwy kilkanaście psów, nie dało się tego znieść, a przecież kocham zwierzęta); bliskość ruchliwej trasy (choć nie było jej widać, słychać było ciągły szum i przejeżdżające tiry); dom z pozoru w dobrym stanie, ale po dokładnym obejrzeniu widać było pęknięcia ścian, a w dechach ślady szkodników. 
Skracając - po długich poszukiwaniach idealnego domu, mąż stwierdził, że zakup starej chałupy może być zbyt ryzykowny, bo nie wiadomo co się w nim kryje i czy w konsekwencji renowacja nie będzie droższa od budowy nowego domu, a przypomnę, że budżet mieliśmy bardzo skromny. Wówczas zaczęłam szukać działki.

Gdzie szukać nieruchomości na sprzedaż?

Podobnie jak wcześniej domu, działkę szukałam w internecie. Niestety nie mieliśmy ściśle określonej okolicy - wiedzieliśmy, że ma być w odległości około 150 km od miasta, w którym mieszkamy. Kierunek jednak nie został przez nas wyznaczony. Trudno więc byłoby jeździć od wsi do wsi z pytaniem czy jest w okolicy działka na sprzedaż (choć wiem z doświadczeń znajomych, że w ten sposób można tanio kupić nie tylko działkę, ale i dom). My jednak tej opcji nie wybraliśmy. Za to siedziałam godzinami na dwóch portalach: morizon.pl i otodom.pl. W wyszukiwarkę na tych stronach wpisywałam nazwę naszego miasta, odległość 150 km, a później wyniki sortowałam od najtańszych. Przy oglądaniu  korzystaliśmy z pomocy agencji nieruchomości, bo to one najczęściej dają ogłoszenia w internecie. I tu porada - zanim umówicie się z agentem zapytajcie o prowizję i poproście o przesłanie mailem umowy. Ceny agencji są bardzo różne - od 0 zł (prowizję płaci tylko sprzedający) do 2-3 % wartości nieruchomości. W przypadku tanich działek zdarza się, że trzeba zapłacić określoną kwotę. Jedna z agencji za dom o wartości 70 000 zł zażyczyła sobie prowizji w wysokości 4000 zł. Jeśli więc znajdziecie wymarzoną nieruchomość, a okaże się, że agencja daje kiepskie warunki, spróbujcie w google znaleźć ten dom czy działkę - często zdarza się, że tę samą ofertę ma kilka agencji, a nawet, że na darmowych portalach ogłasza się sam sprzedający. 

Zanim kupisz dom określ swoje potrzeby i możliwości

Właściwie o tym powinnam napisać na samym początku - zanim zaczniecie szukanie określcie swoje potrzeby. Dobrze je przedyskutujcie, a nawet spiszcie na kartce. My od początku mieliśmy je ściśle określone - dom (najlepiej stary), w kolonii (nie w centrum wsi), z dala od sąsiadów, nie chcieliśmy dachu z eternitu, idealnie gdyby na działce była studnia lub wodociąg, sama działka minimum 2000 metrów. W najbliższej okolicy musi być dużo lasów (wiecie, że kocham las), bonusem będzie jezioro. Niestety po kilku latach do głosu doszły możliwości - domy w dobrym stanie są za drogie, a zakup rudery może całkowicie zniszczyć budżet, więc w grę wchodzi działka. Nieruchomości oddalone od innych zabudowań nie mają dobrej drogi dojazdowej (musielibyśmy zmienić samochód na terenowy, co podrożyłoby znacznie całą sprawę). Często podczas oglądania domu musieliśmy zostawiać samochód w polu i do działki iść pieszo. Nie pozostało nic innego jak pójść na kompromis. W ostateczności kupiliśmy działkę przy drodze asfaltowej, ale nieruchliwej. Działka znajduje się we wsi o bardzo luźnej zabudowie, więc z jednej strony mamy las, z drugiej pola, a z dwóch pozostałych działki budowlane, ale jeszcze niezabudowane (co oczywiście może się zmienić). Media (wodociąg i prąd) są w działce lub tuż przy niej, dachu z wiadomych powodów nie ma, ani z eternitu, ani z innego materiału :). Za to okolica jest cudowna - to park krajobrazowy, pełen lasów i jezior. :) Działka ma też założoną przez nas wcześniej wielkość - ponad 2000 metrów, choć wśród pól wydaje się bardzo malutka. Oto ona (tu już z garażem i z narysowanym przeze mnie zarysem domu :).



Działkę pokazał nam agent nieruchomości - prowizję miał niewielką, a ponieważ sama działka była bardzo tania (jak się później okazało dużo tańsza niż jej wartość rynkowa), nie ubodła nas prowizja agencji. Fakt, że udało nam się kupić tanio działkę jest dowodem na to, że nawet w internecie można znaleźć dobrą okazję. Trzeba tylko być cierpliwym i tak zdeterminowanym jak ja :). O tym, co było dalej napiszę w kolejnym poście z cyklu "Projekt - dom na wsi". Tymczasem serdecznie pozdrawiam.

Edyta



środa, 9 stycznia 2019

Podsumowanie 2018 roku


Wiem, że już prawie wszyscy zakończyli podsumowania, ale ja długo nie mogłam się zebrać do napisania tego wpisu. Wciąż nie wiem jaki to był rok, bo z jednej strony był szczęśliwy, a z drugiej stało się kilka złych rzeczy. 
Ale od początku. 
Styczeń - to właśnie w Nowy Rok postanowiłam, że w 2018  zakończę sukcesem moje wieloletnie poszukiwanie domu na wsi. To było jedyne postanowienie noworoczne.



Nawet zaczęłam, wspólnie z mężem, robić dekoracje do naszego wiejskiego domku ;)


Luty - nadal jeździliśmy po wsiach w poszukiwaniu naszego miejsca. Twórczo rozwijałam się rysując i tworząc zielone słoje.


Marzec - udało mi się po raz kolejny opublikować magazyn DIY HOME. Cieszę się, że nadal to robię :)

https://issuu.com/jabloniee/docs/diy_home_9
W marcu doszłam do wniosku, że nie stać nas na taki dom jaki chcielibyśmy, i że lepiej zrobimy kupując działkę na wsi. 

Kwiecień - to był szczęśliwy miesiąc! Po baaardzo długich poszukiwaniach udało nam się znaleźć działkę, prawie idealną. Dokładnie w dniu moich urodzin podpisaliśmy Akt Notarialny. :) 


Od dnia zakupu jeździliśmy tam prawie co weekend. Oczywiście od razu zaczęłam kupować rośliny i je sadzić. :)




Maj -   Na Majówkę pojechaliśmy do Wrocławia.



Na działce stanął garaż, który pełnił rolę domku letniskowego przez cały sezon.


 Powstało też kilka prac.



Czerwiec - był bardzo kreatywny, powstało wiele prac i rysunków.



Niestety w czerwcu dowiedziałam się też, że zamykają mój kochany magazyn "Cztery Kąty", i że wkrótce zostanę bez pracy. :(

Lipiec i sierpień - w obawie, że zostanę bez dochodu chwytałam się różnych zleceń, w rezultacie pracowałam w kilku miejscach, nie wyjechałam na wakacje, i jedynie weekendy na wsi były dla mnie chwilami wytchnienia. Ale były to naprawdę miłe chwile, las, hamak, motyle, ptaki i my. :)


 Znajdowałam też czas na proste rysunki i kreatywne działanie.




Wrzesień - wpadliśmy na chwilkę do Katowic. 




 Październik - zaczęłam nową pracę. Ta pochłonęła mnie zupełnie. Poza pracą niewiele się działo.


 Listopad - praca, praca, praca... Na koniec miesiąca dobra wiadomość - dostaliśmy pozwolenie na budowę! A tymczasem udało mi się zrobić taką dekorację.


Grudzień - Doigrałam się, przemęczenie mnie dopadło, organizm odmówił posłuszeństwa, chorowałam raz za razem. Rodzinne święta były miłą odmianą po pracowitych miesiącach i choć wciąż wracam do zdrowia, świat wydaje się odrobinę lepszy, przyjaźniejszy. :)


Sama nie wiem jak, ale udało mi się też opublikować kolejny numer DIY HOME.


https://issuu.com/jabloniee/docs/diyhome_9_ok

Sami widzicie, że trudno ten rok zakwalifikować do udanych bądź nieudanych. Z jednej strony spełniłam swoje największe marzenie (prawie, bo domu jeszcze nie ma), z drugiej straciłam najlepszą pracę jaką w życiu miałam, a na dodatek od dwóch miesięcy choruję. Myślę jednak, że nie był to zły rok, po pracy zostały wspomnienia i cudowni znajomi, a w nowym roku czeka mnie najważniejsze zadanie - nadzorowanie budowy. Trzymajcie więc kciuki by udało mi się zrealizować marzenie do końca. :)
Upgrade
 Po komentarzu Eli zmieniłam zdanie - to był udany rok! Mam cudowną rodzinę, swoje wymarzone miejsce na ziemi. Reasumując niech dalej będzie tak jak jest, a wszystko się jakoś poukłada. :)
Elu dziękuję, że otworzyłaś mi oczy. Kochana życzę Ci, aby się wszystko poukładało w Twoim życiu i żebyś zawsze była tak pozytywną osobą!


Pozdrawiam,
Edyta

Ceramiczne początki

 Aż trudno uwierzyć, że mija właśnie pół roku odkąd zapisałam się na warsztaty ceramiki. To jest coś o czym zawsze marzyłam, ale nigdy nie b...