Są takie przedmioty, którymi się zachwycasz, a za jakiś czas
o nich zapominasz, ot takie zakochanie. Są też takie rzeczy, którymi się
zachwyciłaś/łeś i pozostajesz pod ich urokiem na zawsze, to właśnie miłość. Ja
kocham meble gięte, od zawsze. No niezupełnie, odkąd miałam 10 lat. Wówczas moja sąsiadka
przytargała do domu (oczywiście swojego) cudowny, zachwycający i bardzo wygodny
fotel bujany! Tak, ten sam, który do dziś produkuje chociażby fabryka Fameg. Pamiętam, że przesiadywałam u niej, w tym fotelu, godzinami (teraz sobie myślę, że musiała mieć mnie serdecznie dość;)). Jestem pewna, że w moim nowym domu właśnie taki fotel ze mną zamieszka.
![]() | ||
Fot. Fameg |
Michael Thonet - twórca mebli giętych
Thonet był zwykłym cieślą, który dzięki swojej pomysłowości stał się niezwykłym przedsiębiorcą i bogatym człowiekiem. Pierwszy warsztat założył w 1819 roku w Boppard, w Prusach. Niestety jego kraj go nie docenił, patent przyznano mu w Paryżu, a sławę przyniósł mu Wiedeń, gdzie udał się na zaproszenie księcia Klemensa Wenzela von Metternich, po tym jak jego zakład w Niemczech popadł w finansowe kłopoty. Michael zmarł w roku 1871 w Wiedniu, zostawiając swoim synom kilka fabryk w Europie, między innymi działające do dziś fabryki - Fameg w Radomsku i TON w Czechach.
Meble gięte - produkcja
O tym jak się produkuje meble gięte pisałam już kiedyś przy okazji wizyty w fabryce w Radomsku (TU).
Poprzedni post był nieco chaotyczny, ale to dlatego, że byłam wówczas pod wpływem ogromnych emocji - pierwszy raz doświadczyłam czegoś takiego, gięłam drewno! Sprawiłam, że nabrało tych pięknych kształtów, w których się kiedyś zakochałam.
A jak to dokładnie wygląda? Otóż drewno - okrągłe lub prostokątne długie jego kawałki - poddaje się działaniu bardzo gorącej pary. Robi się to w piecach, dokładnie tak jak przed prawie dwoma wiekami. Hala, w której się to dzieje również przypomina fabrykę sprzed wieków - część maszyn jest stara, a wciąż dobrze działa. To sprawia, że gdy się tam wchodzi czuje się niesamowitą aurę, no i wspaniały zapach drewna.
Kiedy drewno jest jeszcze mokre wkłada się je w metalową formę nadającą mu odpowiednio wygiętą formę - to robi się ręcznie, bardzo delikatnie, gdyż drewno może pęknąć.
![]() |
Fot. Fameg |
Tak formuje się każdy element, a następnie skręca się je tworząc gotowy mebel. Cześć z nich się tapiceruje, a część dostaje urocze, ręcznie wyplatane siedziska.
Ja jednak zakochałam się w innym - w 18. Gdy miałam naście lat zalazłam takie na śmieciach. Niestety miało zepsute siedzisko, a ja wówczas jeszcze nie miałam zacięcia DIY, no nie w takim stopniu jak teraz. Wyczyściłam je tylko, polakierowałam, a w otwór po siedzisku włożyłam donicę - krzesło odtąd było kwietnikiem. Gdy wyprowadziłam się z domu, ono tam zostało, a później przy przeprowadzce rodziców, gdzieś zaginęło :(
Teraz gdy moda na PRL-owskie meble wróciła, również powróciło wspomnienie, mojego kwietnika. Znów zapragnęłam takie krzesło mieć. Oczywiście mogłabym kupić nowe, ale po co, skoro można dostać stare? Kiedyś zwierzyłam się z tego marzenia Małgosi z dekudeku.pl. Po jakimś czasie zadzwoniła do mnie z pytaniem czy nadal je chcę? Oczywiście! Małgosia jest rewelacyjna w wyszukiwaniu starych mebli. Pomógł też jej mąż - wyszlifował, posklejał, zaszpachlował moje nowe krzesełko. Gdy do mnie dotarło wyglądało tak.
W pierwszej chwili, jak zobaczyłam, że jest tak pięknie oczyszczone, chciałam zostawić naturalny kolor drewna, ale ostatecznie zdecydowałam się na pomalowanie go na...
... czarno, jakby inaczej? ;)
Na tym nie kończy się moja historia z meblami giętymi, mam ich jeszcze trochę - krzesła, o których pisałam TU, wieszak, który sama gięłam i dwa inne wieszaki z odzysku, które zaprezentuję w przyszłości. A jakie są Wasze meblowe miłości? Piszcie w komentarzach, może znów się zakocham. :)
![]() | |||
Fot. Fameg |
Thonetowskie krzesła
Oczywiście najbardziej znane jest krzesło Nr 14, nagrodzone złotym medalem na Wystawie Światowej w Paryżu w 1867 r. Dzięki wiedeńskim kafejkom, popularnością cieszy się też krzesło nr 4. Stało się ono oficjalnym krzesłem we wiedeńskich kawiarniach, po tym jak w 1850 roku Thonet wyposażył jedną z nich właśnie w ten model.![]() |
Fot. Fameg |
Teraz gdy moda na PRL-owskie meble wróciła, również powróciło wspomnienie, mojego kwietnika. Znów zapragnęłam takie krzesło mieć. Oczywiście mogłabym kupić nowe, ale po co, skoro można dostać stare? Kiedyś zwierzyłam się z tego marzenia Małgosi z dekudeku.pl. Po jakimś czasie zadzwoniła do mnie z pytaniem czy nadal je chcę? Oczywiście! Małgosia jest rewelacyjna w wyszukiwaniu starych mebli. Pomógł też jej mąż - wyszlifował, posklejał, zaszpachlował moje nowe krzesełko. Gdy do mnie dotarło wyglądało tak.
W pierwszej chwili, jak zobaczyłam, że jest tak pięknie oczyszczone, chciałam zostawić naturalny kolor drewna, ale ostatecznie zdecydowałam się na pomalowanie go na...
... czarno, jakby inaczej? ;)
Na tym nie kończy się moja historia z meblami giętymi, mam ich jeszcze trochę - krzesła, o których pisałam TU, wieszak, który sama gięłam i dwa inne wieszaki z odzysku, które zaprezentuję w przyszłości. A jakie są Wasze meblowe miłości? Piszcie w komentarzach, może znów się zakocham. :)
Pozdrawiam,
Edyta