wtorek, 14 lutego 2023

Ceramiczne początki

 Aż trudno uwierzyć, że mija właśnie pół roku odkąd zapisałam się na warsztaty ceramiki. To jest coś o czym zawsze marzyłam, ale nigdy nie było czasu i funduszy. A teraz? Cóż, żadnej z tych rzeczy nadal mi nie zbywa, ale kiedyś trzeba zacząć. :)

Początki nie były trudne, na pierwszych zajęciach lepiłam jak szalona. Powstał wówczas ptaszek, grzybki i kubek. 




Schody zaczęły się później, gdy musiałam pokryć moje prace szkliwem. Nie wiedziałam, że to takie trudne! Kto by pomyślał, tyle rzeczy w życiu malowałam - drewno, szkło, plastik, płytki ceramiczne... Tyle różnych rodzajów farb używałam, a szkliwić nie potrafię. Poniżej przykład takiej katastrofy.

Ale nie poddałam się. Po pierwsze nadal uczę się szkliwienia, po drugie kupiłam farby do ceramiki (tu przydało się moje doświadczenie, bo znałam farby do malowania gotowych naczyń i szkła) i pomagam sobie nimi. W ten sposób powstały m.in. ptaszek i grzyby, które są na górze oraz skrzaty widoczne poniżej.




Za to jestem bardzo zadowolona z tego jak wychodzi mi ręczne lepienie z gliny. Uwielbiam To! Z moich rąk wychodzi coraz więcej prac. Np. ten koci świecznik.




Coraz lepiej idzie mi też szkliwienie. Z tej miski jestem bardzo zadowolona.

Zacieki w środku to efekt zamierzony. :)



Nie poprzestałam na lepieniu ręcznym. Zapisałam się na naukę toczenia garnków na kole. :)

Efektami jeszcze nie mogę się podzielić, ale mam nadzieję, że już niedługo coś Wam pokażę. :)

Tymczasem ciągle się uczę i uczę... Nie tylko na zajęciach, ale i w domu. Tak się złożyło, że dostałam książkę "Warsztat ceramika. Jak tworzyć piękne rzeczy z gliny" autorstwa Marty Kachniarz i Olka Kozielskiego (Wydawnictwo Znak). 


To pozycja dla takich laików jak ja. Zupełne podstawy, więc mi się udało kilka ciekawostek z niej wyciągnąć. Np. to tutaj zobaczyłam po raz pierwszy jak robi się naczynia z masy lejnej i dowiedziałam się co to jest nerikomi. To jest też dobra pozycja dla ceramików, którzy o glinie wiedzą już prawie wszystko, ale nie odważyły się jak dotąd otworzyć własnej pracowni czy biznesu z tym związanego. W książce Marta i Olek dużo opowiadają o tym jak powstała ich pracownia "Trzask", jak zdobywali pierwszych klientów, uczyli się bywania na kiermaszach itp. Z pewnością nie nauczycie się z niej "centrowania".

Ale kota już ulepicie. :) 


Warto też do niej sięgnąć po przydatne wskazówki, inspiracje w postaci prac Marty i Olka oraz opis drogi do własnej pracowni (to moje kolejne marzenie). :)

Tymczasem żegnam się z Wami miską na motki (to prezent dla koleżanki), z którą miałam wiele przygód, ale to historia na inny wieczór.




 

Pozdrawiam,

Edyta



piątek, 4 listopada 2022

Niezawodne pelargonie i doniczkowy recykling

Uprawiając ogród weekendowo przekonałam się, że muszę stawiać na rośliny, które wytrwają podczas mojej nieobecności. Mistrzyniami pod tym względem okazały się pelargonie. 


W tym roku miałam kilka odmian i wszystkie mnie zachwycały. Powyżej widzicie pelargonię o ślicznych kwiatach, wyglądających jak małe różyczki. Poniżej dwie odmiany zwisające.
 


I jeszcze kilka innych. :)
 



Pięknie wyglądały cały sezon - od maja, aż do teraz. Wiem, że ich czas przemija i już niedługo trzeba będzie je zabezpieczyć przed mrozem, ale póki co wciąż kwitną i cieszą oko. To też mnie zadziwia, bo było nie było pochodzą z Afryki. Pierwszy przymrozek za nami, a one nadal kwitną, a u niektórych pięknie przebarwiły się liście.


Niestety nie mam złudzeń - za chwil parę pójdą do domu. A wówczas zostaną po nich puste skrzynki balkonowe. Ja z powodu oszczędności mam skrzynki plastikowe, które niestety z czasem się niszczą i brzydko wyglądają, chociaż nadal spełniają swoje zadanie. Jedną taką mam już od ładnych paru lat (tu zdjęcie zrobione dawno temu).
 


 Zastanowiłam się czy ją wyrzucić. Jak pomyślałam ile plastiku w ten sposób trafia na śmietnik, to postanowiłam jeszcze przez jakiś czas nie kupować kolejnej, a wykorzystać tę samą. Oczywiście nie chciałam, aby urodę pelargonii przyćmił wypłowiały, brzydki plastik, więc odrobinę skrzynkę odnowiłam.

Jak odnowić plastikową doniczkę?

Potrzebować będziesz:
  • wspomnianą starą skrzynkę balkonową,
  • drewniane obrzeże do rabat,
  • wiertarkę z wiertłem,
  • bejcę do drewna,
  • pędzel,
  • drucik lub trytytkę,
  • ziemię do kwiatów,
  • pelargonie.

 

1. Drewniane obrzeże pomalowałam bejcą do drewna, a na froncie skrzynki, po obu stronach wywierciłam po dwa otwory.

 

2.  Następnie drucikiem przymocowałam drewniane obrzeże do frontu skrzynki.

 
 4. Wypełniłam ją ziemią, posadziłam pelargonie i ustawiłam nową skrzynkę na ganku.


 Myślę, że skrzynka jeszcze jakiś czas mi posłuży. Zachęcam Was do ponownego wykorzystywanie plastikowych doniczek - nie wyrzucajcie ich pochopnie, bo nie każde tworzywo sztuczne można poddać recyklingowi (np. czarny plastik). Ja staram się wykorzystywać pojemniki wielokrotnie, np. w tych po zakupie nowych roślin sieję wiosną rozsadę albo robię sadzonki z pędów. Niektóre brzydkie donice wkładam do wiszących koszy i zakrywam jutą (widać to na jednym z powyższych zdjęć) lub matą kokosową. Często też do ich zakrycia używam osłonek i wiklinowych koszy. Może podpowiecie co jeszcze można zrobić ze starych, plastikowych donic?

Pozdrawiam,
Edyta



piątek, 21 października 2022

Jak w prosty sposób malować kropki

 15 września był Międzynarodowy Dzień Kropki. Nie wiedzieliście? Cóż, ja również nie wiedziałam, ale informacja na ten temat dotarła do mnie dzięki marce Liberon, która znów przysłała mi paczuszkę z niespodzianką - dziękuję! :)

Znalazłam w niej okrągłą deskę (kropkę) i dwie puszki farby (kredową i kazeinową). Obie farby były białe, ale w różnych odcieniach (Biały Alabaster i Purpurowa Biel). Miałam wykonać z tych rzeczy pracę, a inspiracją miała być właśnie kropka. Wzięłam to dosłownie i namalowałam drzewo, którego koronę tworzą różnej wielkości kropki.


Pomyślałam, że to drzewo może być dobrym pretekstem do stworzenia minikursu: "Jak w prosty sposób namalować kropkę?" Otóż potrzebne będą różnej średnicy patyczki (u mnie patyczki higieniczne, pałeczki do sushi oraz wykałaczka szaszłykowa) i oczywiście farba oraz coś na czym będziecie malować. 

Jak widzicie wcześniej ołówkiem narysowałam pień. 


 Największe kropki miały tworzyć tło, więc wybrałam ciemniejszy odcień bieli. Namoczyłam nią patyczek i stawiałam nim kropki na desce. Trochę wolno mi szło, więc ułatwiłam sobie pracę.


 Związałam gumką kilka patyczków i stawiałam po kilka kropek na raz. W tym sposobie ważne jest, aby po zamoczeniu patyczków w farbie, odsączyć jej nadmiar poprzez postukanie na jakąś podstawkę.

Tak robione kropki mają jaśniejszy środek i ramkę dookoła, co mi odpowiadało, bo zależało mi na tym, żeby praca była dynamiczna, a nie miałam do dyspozycji kontrastującego koloru.

Gdy największych kropek miałam wystarczająco dużo, wzięłam patyczek do sushi i namoczyłam go farbą o jaśniejszym odcieniu bieli. Tym razem nie strząsałam nadmiaru farby, dzięki czemu, te kropki różnią się od pierwszych i praca zyskała strukturę, która zastąpiła kolor.

Najmniejsze kropeczki powstały za pomocą cienkiego końca wykałaczki.

I to już wszystko. Wiem, że Ameryki nie odkryłam, ale może trafi tutaj ktoś, komu ten kursik się przyda, a przynajmniej zainspiruje kogoś do malowania własnego magicznego drzewa. :)


Pozdrawiam,

Edyta

wtorek, 31 maja 2022

Jak nie zamalować mandali?

Chciałoby się się zapytać: "Puk, puk, jest tu kto?", ale czasem myślę, że najrzadziej bywam tutaj ja. Nawet nie będę się tłumaczyć i obiecywać, że się poprawię, chociaż bardzo bym chciała, bo lubię to miejsce, zwłaszcza gdy wpadacie i komentujecie. :)

Dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować metamorfozę krzesła. Uwielbiam na meblach malować mandalę. Tych, którzy nie mieli okazji ich zobaczyć zapraszam np. TUTAJ, TUTAJ I TUTAJ. Dlaczego je tak lubię? Bo są ładne i łatwo je namalować za pomocą szablonu. Tym razem jednak było inaczej, bo zamarzyła mi się mandala "drewniana", podczas gdy prawie cała reszta krzesła miała być niebieska (a raczej w kolorze Topniejącego Lodowca). 


Oczywiście nie mogłam w tradycyjny sposób użyć szablonu, jak więc osiągnęłam cel?

Zacznę od początku. Do metamorfozy użyłam preparatów marki Liberon - farby kazeinowej i lakieru zabezpieczającego.


A krzesło pochodzi z pracowni dekudeku.pl. Tak pięknie oczyściła je ze starej farby Małgosia.

Miałam więc czyste płótno, a raczej drewno, którego nie chciałam do końca zakrywać. Stąd pomysł na "drewnianą" mandalę i niepomalowane szczebelki oparcia.

Do narysowania mandali użyłam szablonu, ale tym razem odrysowałam ołówkiem te jego fragmenty, które miały stworzyć wzór mojej mandali. 

Następnie dużym pędzlem pomalowałam krzesło.


 Natomiast mniejszym domalowałam szczegóły mandali.

Przed położeniem drugiej warstwy farby, starłam ołówek gumką.


Później poszło standardowo - druga warstwa farby i dwie warstwy lakieru. A oto końcowy efekt.



Ciekawa jestem jak Wam się podoba? Ja jestem zadowolona, a najbardziej z faktu, że moja wiejska chatka zyskała nowy-stary mebel. 

 

Do zobaczenia wkrótce (mam nadzieję ;)

Edyta





Ceramiczne początki

 Aż trudno uwierzyć, że mija właśnie pół roku odkąd zapisałam się na warsztaty ceramiki. To jest coś o czym zawsze marzyłam, ale nigdy nie b...