Co ogrodnik może robić zimą?
Może popaść w szaleństwo. Poważnie zastanawiam się, czy właśnie to mnie nie spotkało. Dlaczego tak myślę? Oceńcie sami.
Właściwie nie ma dnia bym nie myślała o ogrodzie, a każdy poranek wygląda tak samo - piję kawę i oglądam "Gardeners' World" (nagrałam sobie trzy sezony). To już świadczy o lekkim zaburzeniu.
Ale na tym nie koniec, cały czas planuję przyszłe ogrodowe prace. Przede wszystkim posieję mnóstwo kwiatów, będziemy budować ścieżki, grządki warzywne, pergole i... staw.
O, tak! Oczko wodne (z tym stawem to lekko przesadziłam). To moje marzenie. Wielokrotnie już pisałam, że ogród tworzę na pustyni, a jedno miejsce jest tam wyjątkowo suche. Nic tam nie chce rosnąć, nawet perz zatrzymał się w połowie drogi.
Aby zmienić mikroklimat w tym zakątku, wykopiemy oczko wodne. Pewnego zimowego dnia rozmarzyłam się na temat stawu i tego, co w nim zamieszka. Bardzo chciałabym mieć żaby, bo od dziecka je uwielbiam. Postanowiłam zaprosić jedną już teraz. I oto jest!
Pierwszy raz malowałam na kamieniu. Użyłam zwykłych farb akrylowych i kredowych, różnych firm, po prostu tego, co miałam pod ręką.
Namalowana farbami wydała mi się zbyt "płaska i sucha". A wiecie jak kończą suche żaby? Ja wciąż mam w pamięci wierszyk Brzechwy, więc postanowiłam, że moja żaba będzie mokra! Pomalowałam ją bezbarwnym lakierem z połyskiem (tak dawno go nie używałam, że musiałam wpierw pojechać do budowlańca). No i żaba stała się mokra .
Nie wiem czy malowanie zwierząt na kamieniu też jest oznaką szaleństwa, ale strasznie mi się takie "płótno" spodobało. Powstaną kolejne. Teraz maluję jaszczurkę, a w planach jest motyl, ważka, jeż, mysz... Bo mój staw ma być pełen życia!
A ogród pełen kwiatów. Niestety budowa pochłania cały budżet, więc zieloną przestrzeń tworzę niewielkim nakładem finansowym. By mieć kwiaty muszę je sama wyhodować. Najtaniej będzie z nasion. Nie przyznam się Wam ile kupiłam tych małych paczuszek (wówczas z pewnością uznalibyście mnie za wariatkę). Powiem tylko, że jest ich sporo. Oprócz kwiatów jednorocznych, dwuletnich i bylin są warzywa i zioła. Byliny zaczęłam już siać. Wiedzę, o tym jak to robić zdobywam na forach, grupach, blogach, stronach ogrodniczych i w prasie.
Tak, oprócz oglądania "Gardeners' World", czytam polską edycję magazynu. W tym numerze Carol opowiada o sianiu bylin. To proste zajęcie, a daje wieloletnie efekty.
Zimę mamy łagodną, więc nie porzuciłam ogrodu tak totalnie. Musimy jeździć na wieś w związku z budową, więc przy okazji grzebię sobie w ziemi, np. wkopuję posiane w doniczkach byliny.
Oprócz tego pielę pole perzu (na razie to on wygrywa tę walkę), a Sebastian zaczął budować ścieżki.
Nie wiem co o nas myślą sąsiedzi, kiedy patrzą jak biegamy zimą po lasku z taczką, szpadlem i widłami, ale śmiem domniemywać, że za całkiem normalnych to nas nie mają. Cóż, ogrodnictwo wciąga, a zima dla takiego zapaleńca jak ja jest trudnym czasem. Na szczęście mąż mnie wspiera (biega ze mną po lasku/ogrodzie, nie blokuje kolejnych zakupów nasion i cierpliwie znosi moje "Kiedy przyjdzie wiosna?").
A zanim nadejdzie mogę skupić się na roślinach domowych. Powstała nowa odsłona kuli. Tym razem za grosze, a właściwie za parę złotych.
Uwielbiam moment, gdy robię zakupy spożywcze w jakimś dyskoncie i znajduję przecenione rośliny. Tym razem miałam szczęście! Dostałam szczawik (producent nazwał roślinę Koniczynką Szczęścia) za 1 zł. Kupiłam dwie doniczki, a do kompletu dobrałam hiacynta (zielistka pochodzi z moich zasobów roślinnych).
Najwspanialsze w tym wszystkim jest to, że wszystkie te rośliny trafią latem do ogrodu, a mi po nich zostały trzy doniczki, w których posieję kolejne kwiaty.
Ciekawa jestem ilu wśród Was jest takich zapaleńców/szaleńców jak ja, i co robicie, by choć trochę zmniejszyć uczucie tęsknoty za letnimi dniami w ogrodzie?
Właściwie nie ma dnia bym nie myślała o ogrodzie, a każdy poranek wygląda tak samo - piję kawę i oglądam "Gardeners' World" (nagrałam sobie trzy sezony). To już świadczy o lekkim zaburzeniu.
Ale na tym nie koniec, cały czas planuję przyszłe ogrodowe prace. Przede wszystkim posieję mnóstwo kwiatów, będziemy budować ścieżki, grządki warzywne, pergole i... staw.
![]() |
Fot. pixabay.com/Couleur |
O, tak! Oczko wodne (z tym stawem to lekko przesadziłam). To moje marzenie. Wielokrotnie już pisałam, że ogród tworzę na pustyni, a jedno miejsce jest tam wyjątkowo suche. Nic tam nie chce rosnąć, nawet perz zatrzymał się w połowie drogi.
Aby zmienić mikroklimat w tym zakątku, wykopiemy oczko wodne. Pewnego zimowego dnia rozmarzyłam się na temat stawu i tego, co w nim zamieszka. Bardzo chciałabym mieć żaby, bo od dziecka je uwielbiam. Postanowiłam zaprosić jedną już teraz. I oto jest!
Pierwszy raz malowałam na kamieniu. Użyłam zwykłych farb akrylowych i kredowych, różnych firm, po prostu tego, co miałam pod ręką.
Namalowana farbami wydała mi się zbyt "płaska i sucha". A wiecie jak kończą suche żaby? Ja wciąż mam w pamięci wierszyk Brzechwy, więc postanowiłam, że moja żaba będzie mokra! Pomalowałam ją bezbarwnym lakierem z połyskiem (tak dawno go nie używałam, że musiałam wpierw pojechać do budowlańca). No i żaba stała się mokra .
Nie wiem czy malowanie zwierząt na kamieniu też jest oznaką szaleństwa, ale strasznie mi się takie "płótno" spodobało. Powstaną kolejne. Teraz maluję jaszczurkę, a w planach jest motyl, ważka, jeż, mysz... Bo mój staw ma być pełen życia!
A ogród pełen kwiatów. Niestety budowa pochłania cały budżet, więc zieloną przestrzeń tworzę niewielkim nakładem finansowym. By mieć kwiaty muszę je sama wyhodować. Najtaniej będzie z nasion. Nie przyznam się Wam ile kupiłam tych małych paczuszek (wówczas z pewnością uznalibyście mnie za wariatkę). Powiem tylko, że jest ich sporo. Oprócz kwiatów jednorocznych, dwuletnich i bylin są warzywa i zioła. Byliny zaczęłam już siać. Wiedzę, o tym jak to robić zdobywam na forach, grupach, blogach, stronach ogrodniczych i w prasie.
Tak, oprócz oglądania "Gardeners' World", czytam polską edycję magazynu. W tym numerze Carol opowiada o sianiu bylin. To proste zajęcie, a daje wieloletnie efekty.
Zimę mamy łagodną, więc nie porzuciłam ogrodu tak totalnie. Musimy jeździć na wieś w związku z budową, więc przy okazji grzebię sobie w ziemi, np. wkopuję posiane w doniczkach byliny.
Oprócz tego pielę pole perzu (na razie to on wygrywa tę walkę), a Sebastian zaczął budować ścieżki.
Nie wiem co o nas myślą sąsiedzi, kiedy patrzą jak biegamy zimą po lasku z taczką, szpadlem i widłami, ale śmiem domniemywać, że za całkiem normalnych to nas nie mają. Cóż, ogrodnictwo wciąga, a zima dla takiego zapaleńca jak ja jest trudnym czasem. Na szczęście mąż mnie wspiera (biega ze mną po lasku/ogrodzie, nie blokuje kolejnych zakupów nasion i cierpliwie znosi moje "Kiedy przyjdzie wiosna?").
A zanim nadejdzie mogę skupić się na roślinach domowych. Powstała nowa odsłona kuli. Tym razem za grosze, a właściwie za parę złotych.
Uwielbiam moment, gdy robię zakupy spożywcze w jakimś dyskoncie i znajduję przecenione rośliny. Tym razem miałam szczęście! Dostałam szczawik (producent nazwał roślinę Koniczynką Szczęścia) za 1 zł. Kupiłam dwie doniczki, a do kompletu dobrałam hiacynta (zielistka pochodzi z moich zasobów roślinnych).
Najwspanialsze w tym wszystkim jest to, że wszystkie te rośliny trafią latem do ogrodu, a mi po nich zostały trzy doniczki, w których posieję kolejne kwiaty.
Ciekawa jestem ilu wśród Was jest takich zapaleńców/szaleńców jak ja, i co robicie, by choć trochę zmniejszyć uczucie tęsknoty za letnimi dniami w ogrodzie?
Pozdrawiam,
Edyta