środa, 25 lipca 2018

Dary wsi

Wpadam tylko na chwilę, bo zamiast wakacji i odpoczynku mam tyle pracy, że nie wiem w co ręce włożyć. :(
Ale chciałam zaprosić Was na naszą wieś. Właściwie jeszcze nie ma czego pokazywać, bo nasza działka po części zaoranym polem była, a po części nieużytkami zarośniętymi przez samosiejki. Zazdrościłam koleżance, że ona na swoim, niedawno zakupionym siedlisku, ma czarną porzeczkę, a ja nic, a nic. Na szczęście okazało się, że samosiejki to między innymi drzewa czeremchy, z której można wyczarować pyszne przetwory (a do tego bardzo zdrowe). Czekałam z niecierpliwością, aż ta dojrzeje i się doczekałam.


No tak, na tym zdjęciu jej nie widać, więc jeszcze raz - czeremcha dojrzała:


Nazbierałam jej spory garnuszek.


A od gospodarza z sąsiedniej wsi przyniosłam jabłka.


I tak oto zebrały mi się składniki na konfiturę. Przepis znalazłam TU, oczywiście nie byłabym sobą gdybym go nie zmodyfikowała - dałam mniej cukru i cytryny,  a dodałam kilka listków melisy.
Wyszła przepyszna konfitura!


Rewelacyjnie się komponuje z pleśniowym serem.
Wrócę na chwilę do spraw działki. Strasznie długo ciągną się nam sprawy urzędowe, na mapę do celów budowlanych czekamy już półtora miesiąca. :(
Więc na działce oprócz garażu nie ma nic, ani prądu, ani wody, ani żadnych udogodnień. Ale radzimy sobie jak możemy - trawy nie kosimy, światła używamy słonecznego, przed garażem wystawiamy letnią kuchnię...

... i łazienkę (wodę też grzejemy energią słoneczną) :))


I tak sobie żyjemy, jak dawno temu pod namiotem, gdy byliśmy jeszcze piękni i młodzi, hi,hi.
A jak Wy spędzacie wakacje?

Pozdrawiam, 
Edyta

sobota, 14 lipca 2018

DIY - etykietki na zaprawy

Ostatnio rysowanie-malowanie (tworzyłam je techniką mieszaną - kredkami wodnymi i farbami akwarelowymi) owoców mnie pochłonęło, kto obserwuje mój profil na Instagramie, ten widział już pierwsze rysunki. Tym razem miałam konkretny cel by je stworzyć, chciałam zrobić oryginalne etykiety na zaprawy.


Powstały trzy rysunki.
Czarne porzeczki.

Maliny.
I truskawki.

Jak zrobiłam moje etykietki na zaprawy?

  1. Malowanie to była najtrudniejsza część zadania, ale najbardziej przyjemna. 
  2. Następnie obrazki zeskanowałam. 
  3. W Photoshopie narysowałam wzór etykietki i wstawiłam rysunki.
  4. Utworzyłam dokument  z etykietami na całą stronę A4. 
  5. Wydrukowałam na kartce z bloku technicznego. 
  6. Wycięłam etykietki, dziurkaczem zrobiłam otwory i już.




Na małym słoiczku etykietkę przykleiłam do serwetki na wieczku. Lubimy z mężem te małe słoiczki - taką ilość powideł możemy zjeść za jednym razem i nie ma obawy, że otwarty słoik (jego zawartość) zepsuje się lodówce.


Etykietki na zaprawy są gotowe.

Jak Wam się podobają?
Mam w planach kolejne rysunki. Z pewnością będą śliwki (powidła śliwkowe muszą być :)). Może powstaną jagody. Kupiłam trochę i, z braku czasu,  zamroziłam, ale chyba zrobię z nich zaprawy. Nie wiem co jeszcze będę zaprawiać... A wy jakie macie plany na zaprawy? Podpowiecie jakieś nietypowe przepisy?



A po sesji rysunki trafiły na kuchenny parapet. Wspominałam już, że wiele się na nim mieści?




Pozdrawiam, 
Edyta

niedziela, 8 lipca 2018

DIY - renowacja krzesła ogrodowego

Jak kupiliśmy działkę, od razu znaleźli się dobrzy ludzie, którzy obdarowują nas cudownymi rzeczami. Dostaliśmy przyczepkę samochodową, składane krzesło, ławkę ogrodową (jak ja o niej marzyłam), starą szufladę, rower...
Oczywiście większość z tych rzeczy wymaga odrestaurowania lub przynajmniej odświeżenia.  Jak się domyślacie, to akurat mnie nie przeraża, wręcz przeciwnie, już się na to cieszę. :)
Zaczęłam od najprostszej rzeczy - drewnianego, składanego krzesła ogrodowego. Po odnowieniu wygląda tak:


Jak je dostałam wyglądało tak:


Krzesło było brudne, gdzieniegdzie umazane farbą i smarem, w jedno miejsce wdała się pleśń.
Umyłam je więc. Wysuszyłam i przeszlifowałam - najpierw szlifierką, potem papierem ściernym. Na koniec odtłuściłam acetonem.


 Mimo, że krzesło wyglądało na dobrze wyczyszczone, postanowiłam je wpierw pomalować podkładem do drewna.


W końcu przyszedł czas na farbę właściwą, wybrałam Viva Garden, głównie ze względu na piękny kolor - Niezapominajka.


I tu  zaczęły się komplikacje. Krzesło miało być jednolicie pomalowane, a jego powierzchnia miała być gładka. Niestety farba okazała się dość rzadka, więc słabo kryła, a od pędzla pozostawały delikatne smugi. Trochę mnie przeraziła perspektywa malowania 4, 5 warstwami. Przyjrzałam się malowanej powierzchni i, ku mojemu zdziwieniu, ta bardzo mi się spodobała. Okazało się, że smugi i prześwitujący biały podkład tworzą ładny efekt, nadają krzesłu morskiego wyglądu - jak z kawiarni na plaży po sezonie, gdy meble są już lekko zużyte, rozjaśnione słońcem i przetarte piaskiem. Przypomniały mi się wakacje we Francji i tak się nostalgicznie zrobiło, że postanowiłam zostawić krzesło, takim, jakim jest. No, niezupełnie, wzmocniłam efekt lekkim przetarciem.


Ponieważ pomalowane w ten sposób krzesło, nie jest należycie zabezpieczone przed warunkami atmosferycznymi musiałam je polakierować. Nałożyłam dwie warstwy lakieru przeznaczonego do wewnątrz i na zewnątrz.


Tak więc zmieniłam projekt w trakcie realizacji (to nic strasznego). A to co pierwotnie wydawało mi się wadą farby, okazało się jej zaletą. Powstała naprawdę ładna, bardzo delikatna przecierka. Myślę, że więcej mebli pomaluję w ten sposób.




Niestety nie mam działki nad morzem, więc zostawiam Was z krzesełkiem w mojej wiejskiej okolicy.


Pozdrawiam, 
Edyta

Ceramiczne początki

 Aż trudno uwierzyć, że mija właśnie pół roku odkąd zapisałam się na warsztaty ceramiki. To jest coś o czym zawsze marzyłam, ale nigdy nie b...