DIY - renowacja krzesła ogrodowego
Jak kupiliśmy działkę, od razu znaleźli się dobrzy ludzie, którzy obdarowują nas cudownymi rzeczami. Dostaliśmy przyczepkę samochodową, składane krzesło, ławkę ogrodową (jak ja o niej marzyłam), starą szufladę, rower...
Oczywiście większość z tych rzeczy wymaga odrestaurowania lub przynajmniej odświeżenia. Jak się domyślacie, to akurat mnie nie przeraża, wręcz przeciwnie, już się na to cieszę. :)
Zaczęłam od najprostszej rzeczy - drewnianego, składanego krzesła ogrodowego. Po odnowieniu wygląda tak:
Jak je dostałam wyglądało tak:
Krzesło było brudne, gdzieniegdzie umazane farbą i smarem, w jedno miejsce wdała się pleśń.
Umyłam je więc. Wysuszyłam i przeszlifowałam - najpierw szlifierką, potem papierem ściernym. Na koniec odtłuściłam acetonem.
Mimo, że krzesło wyglądało na dobrze wyczyszczone, postanowiłam je wpierw pomalować podkładem do drewna.
W końcu przyszedł czas na farbę właściwą, wybrałam Viva Garden, głównie ze względu na piękny kolor - Niezapominajka.
I tu zaczęły się komplikacje. Krzesło miało być jednolicie pomalowane, a jego powierzchnia miała być gładka. Niestety farba okazała się dość rzadka, więc słabo kryła, a od pędzla pozostawały delikatne smugi. Trochę mnie przeraziła perspektywa malowania 4, 5 warstwami. Przyjrzałam się malowanej powierzchni i, ku mojemu zdziwieniu, ta bardzo mi się spodobała. Okazało się, że smugi i prześwitujący biały podkład tworzą ładny efekt, nadają krzesłu morskiego wyglądu - jak z kawiarni na plaży po sezonie, gdy meble są już lekko zużyte, rozjaśnione słońcem i przetarte piaskiem. Przypomniały mi się wakacje we Francji i tak się nostalgicznie zrobiło, że postanowiłam zostawić krzesło, takim, jakim jest. No, niezupełnie, wzmocniłam efekt lekkim przetarciem.
Ponieważ pomalowane w ten sposób krzesło, nie jest należycie zabezpieczone przed warunkami atmosferycznymi musiałam je polakierować. Nałożyłam dwie warstwy lakieru przeznaczonego do wewnątrz i na zewnątrz.
Tak więc zmieniłam projekt w trakcie realizacji (to nic strasznego). A to co pierwotnie wydawało mi się wadą farby, okazało się jej zaletą. Powstała naprawdę ładna, bardzo delikatna przecierka. Myślę, że więcej mebli pomaluję w ten sposób.
Niestety nie mam działki nad morzem, więc zostawiam Was z krzesełkiem w mojej wiejskiej okolicy.
Oczywiście większość z tych rzeczy wymaga odrestaurowania lub przynajmniej odświeżenia. Jak się domyślacie, to akurat mnie nie przeraża, wręcz przeciwnie, już się na to cieszę. :)
Zaczęłam od najprostszej rzeczy - drewnianego, składanego krzesła ogrodowego. Po odnowieniu wygląda tak:
Jak je dostałam wyglądało tak:
Krzesło było brudne, gdzieniegdzie umazane farbą i smarem, w jedno miejsce wdała się pleśń.
Umyłam je więc. Wysuszyłam i przeszlifowałam - najpierw szlifierką, potem papierem ściernym. Na koniec odtłuściłam acetonem.
Mimo, że krzesło wyglądało na dobrze wyczyszczone, postanowiłam je wpierw pomalować podkładem do drewna.
W końcu przyszedł czas na farbę właściwą, wybrałam Viva Garden, głównie ze względu na piękny kolor - Niezapominajka.
I tu zaczęły się komplikacje. Krzesło miało być jednolicie pomalowane, a jego powierzchnia miała być gładka. Niestety farba okazała się dość rzadka, więc słabo kryła, a od pędzla pozostawały delikatne smugi. Trochę mnie przeraziła perspektywa malowania 4, 5 warstwami. Przyjrzałam się malowanej powierzchni i, ku mojemu zdziwieniu, ta bardzo mi się spodobała. Okazało się, że smugi i prześwitujący biały podkład tworzą ładny efekt, nadają krzesłu morskiego wyglądu - jak z kawiarni na plaży po sezonie, gdy meble są już lekko zużyte, rozjaśnione słońcem i przetarte piaskiem. Przypomniały mi się wakacje we Francji i tak się nostalgicznie zrobiło, że postanowiłam zostawić krzesło, takim, jakim jest. No, niezupełnie, wzmocniłam efekt lekkim przetarciem.
Ponieważ pomalowane w ten sposób krzesło, nie jest należycie zabezpieczone przed warunkami atmosferycznymi musiałam je polakierować. Nałożyłam dwie warstwy lakieru przeznaczonego do wewnątrz i na zewnątrz.
Tak więc zmieniłam projekt w trakcie realizacji (to nic strasznego). A to co pierwotnie wydawało mi się wadą farby, okazało się jej zaletą. Powstała naprawdę ładna, bardzo delikatna przecierka. Myślę, że więcej mebli pomaluję w ten sposób.
Niestety nie mam działki nad morzem, więc zostawiam Was z krzesełkiem w mojej wiejskiej okolicy.
Pozdrawiam,
Edyta
Pięknie wyszło, Edytko! Ja również odnawiam mebelek i postawiłam na taką fakturkę jak Twoja.
OdpowiedzUsuńDziękuję. O, jestem ciekawa lecę na Twój blog :)
Usuńno i super! Ja mm za sobą szliforanie pierwszego z 6 drewnianych krzeseł z prl! Mam też już na nie całkowity pomysł. Finałem będę chwaliła się na blogu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Nie lada zdanie przed Tobą jestem ciekawa efektu.
UsuńŚlicznie odnowione krzesełko.
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńCudowna przemiana. Bardzo mi się podoba. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńKrzesło piękne. Będę podpatrywać Twoje dzieła, to ma efekt inspirujący.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję i zapraszam.
UsuńFajnie wyszło, delikatny kolorek.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńSwietnie wyszlo ;) bardzo mi sie podoba ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńPięknie! brawo.
OdpowiedzUsuń