Mam nadzieję, że mi wybaczycie jeśli jeszcze przez chwilę zostanę przy tematach ogrodowych. Tym razem będzie ogród od kuchni, czyli jak zmieniło się moje gotowanie odkąd uprawiam warzywa i owoce - nie tylko na wsi, również w mieście, na balkonie.
W naszych rejonach rolnicy rzadko używają chemii, więc szybko pojawiają się szkodniki. W zeszłym tygodniu na zbożu sąsiada było pełno chrząszczy. Podobne były do stonki, tylko brązowe. W tym tygodniu przyleciały mewy i chrząszczy szybko zrobiło się niewiele. Myślę, że za tydzień nie będzie ani mew, ani szkodników. Bo taka jest natura, dba o równowagę. Dlatego warto jej słuchać, nie używać chemii w ogrodzie, a już z pewnością nie profilaktycznie. Jest tak dużo innych sposobów. Dzięki takiemu podejściu długo będą nas cieszyć takie obrazy jak mewy nad polem czy pszczoły, motyle i trzmiele wśród kwiatów.
Może wówczas i nasze dzieci wypatrzą pazia królowej latającego na działce sąsiada (przepraszam za nieostre zdjęcie, ale był zbyt szybki jak dla mnie :)
Ja co prawda straciłam bób, bo go nie opryskałam, ale udało mi się uratować borówkę amerykańską - gnojówka z pokrzywy skutecznie odstraszyła mszyce. :) Krzaczek miał już bardzo poskręcane listki, co jeszcze możecie dojrzeć na zdjęciu. Nie wiem tylko co zrobić z mrówkami, bo na nie nic nie działa. Może macie sprawdzone metody?
Dlaczego warto uprawiać warzywa i owoce?
Przez wiele lat wierzyłam, że jedzenie warzyw jest dobre dla naszego zdrowia, ale ostatnio tyle się słyszy o chemii, która stosowana jest podczas ich wzrostu. Czy to prawda? Rozmawiając z rolnikami, myślę, że to prawda, że mało jest upraw ekologicznych, bo to jest trudne i bardzo drogie. Więc lejemy wszystko chemią. A potem się słyszy, że ta czy tamta sieciówka wycofuje kapustę, sałatę, pomidory, bo przekroczone w nich było stężenie pestycydów czy innych środków. Niestety polityka naszego kraju jest coraz bardziej liberalna w stosunku do używania chemii. Nie ma co ukrywać - dużo można. Więc jeśli chcemy jeść zdrowo musimy zadbać o to sami, oczywiście o ile mamy ku temu warunki. Jeśli nie mamy, możemy zawsze poszukać zaufanego źródła. Mieszkając w mieście myślałam, że to nie dla mnie. Nie mam nikogo w rodzinie, kto uprawia ogród użytkowy, więc kupowałam warzywa na rynku lub w marketach. Teraz wiem, że w wielu małych gospodarstwach są nadwyżki warzyw, które zostają z upraw na potrzeby własne mieszkańców wsi. Wystarczy wybrać się za miasto, zapukać do jednych czy drugich drzwi i zapytać czy mają coś na sprzedaż. Nas od razu poinformowano, gdzie kupimy jajka, gdzie mleko. A teraz nawet wymieniamy się warzywami. :) To znaczy ja daję sadzonki, a sąsiadka swoje plony ;)
Trudy związane z uprawą roślin
Nie będę ukrywała, że uprawa jest trudna, zwłaszcza gdy ma się tylko balkon (bardzo słoneczny) lub ogród niemalże na pustyni, i bywa się tam raz w tygodniu. Rośliny na balkonie codziennie podlewam. Często je też nawożę, ale tylko nawozami naturalnymi (gnojówką z pokrzyw, obornikiem, humusem). O tym co uprawiam na balkonie pisałam TUTAJ, więc nie będę się powtarzała, ale pokażę Wam postępy uprawy.
Na balkonie łatwo zapanować nad roślinami, bo codziennie mogę sprawdzać co u nich. Gorzej jest w ogrodzie na wsi. Najbardziej doskwiera im brak wody i nadmiar palącego słońca. Część roślin totalnie uschła podczas naszej nieobecności. Zbudowaliśmy sobie wyniesioną rabatę. Pokazywałam ją TUTAJ. Niestety w jej pobliżu nie było dużych drzew dających cień, więc rośliny walczyły o przetrwanie. Od razu pojawiły się mrówki a wraz z nimi mszyce. Tak pozbyliśmy się bobu. Niedawno wpadliśmy na pomysł, by całą grządkę przykryć białą agrowłókniną - to był strzał w 10! Woda nie wyparowuje tak szybko, a słońce pada na rośliny w postaci rozproszonego światła.
Warzywa pięknie się rozrosły. A że nie mamy takich szkodników jak ślimaki czy motyle bielinki (to akurat zasługa braku wody), więc mają piękne liście, i to one mnie natknęły do...
Wykorzystaj wszystko co daje Ci ogród
... właśnie do wykorzystywania wszystkiego. Bo jak już włożysz tyle pracy w uprawę kalarepy od nasiona, to nie masz serca wyrzucać większej jej części, czyli liści. Już dawno jem liście rzodkiewki, tej, którą uprawiam na balkonie. Wczoraj patrząc na kalarepę postanowiłam zrobić z nią to samo. Oczywiście nie tylko ja na to wpadłam. Od razu znalazłam w internecie artykuł o tym ile cudownych wartości mają te liście i co można z nich zrobić. Ja zrobiłam zupę.
Była smaczna, chociaż następnym razem mocniej posiekam liście, bo są dość twarde i długo się gotują, i dodam gotowane jajko. W ogrodzie oprócz warzyw i kwiatów, które sami siejemy czy sadzimy można znaleźć też chwasty. U mnie, między innymi, zakwitły chabry i dzikie bratki.
Pomyślisz: "Wypielić!" Co to, to nie! Zrobiłam z nimi sałatkę. :)
Może nie podniosły one wartości smakowych dania, ale z pewnością wzrosła jego wartość odżywcza i atrakcyjność wizualna. :) Zanim więc coś wypielisz, zajrzyj do internetu, a nóż widelec (nomen omen), można to zjeść. Niech żyje "zero waste"! Mój kochany mąż cierpliwie znosi moje eksperymenty kulinarne (choć pokrzywy odmówił). Często tylko przebąkuje, że jesteśmy trawożercami. :) Tyle tylko, że dobrze nam z tym.
Ogród ekologiczny
Działka zaskakuje nas nie tylko nowymi smakami, również obrazami. W sobotę po przyjeździe ujrzeliśmy mnóstwo mew śmieszek nad polem.
Latały one nad naszym zielonym "morzem", drzewa szumiały jakby niedaleko było prawdziwe morze, czuliśmy się jak na wakacjach. Czy nie o to w tym wszystkim chodzi?
Pytanie brzmi: skąd u nas mewy, dlaczego przyleciały? Odpowiedź jest prosta - znalazły mnóstwo jedzenia.W naszych rejonach rolnicy rzadko używają chemii, więc szybko pojawiają się szkodniki. W zeszłym tygodniu na zbożu sąsiada było pełno chrząszczy. Podobne były do stonki, tylko brązowe. W tym tygodniu przyleciały mewy i chrząszczy szybko zrobiło się niewiele. Myślę, że za tydzień nie będzie ani mew, ani szkodników. Bo taka jest natura, dba o równowagę. Dlatego warto jej słuchać, nie używać chemii w ogrodzie, a już z pewnością nie profilaktycznie. Jest tak dużo innych sposobów. Dzięki takiemu podejściu długo będą nas cieszyć takie obrazy jak mewy nad polem czy pszczoły, motyle i trzmiele wśród kwiatów.
Może wówczas i nasze dzieci wypatrzą pazia królowej latającego na działce sąsiada (przepraszam za nieostre zdjęcie, ale był zbyt szybki jak dla mnie :)
Ja co prawda straciłam bób, bo go nie opryskałam, ale udało mi się uratować borówkę amerykańską - gnojówka z pokrzywy skutecznie odstraszyła mszyce. :) Krzaczek miał już bardzo poskręcane listki, co jeszcze możecie dojrzeć na zdjęciu. Nie wiem tylko co zrobić z mrówkami, bo na nie nic nie działa. Może macie sprawdzone metody?
Ekologicznie pozdrawiam,
Edyta