poniedziałek, 10 czerwca 2019

Gotowanie zgodnie z zasadą zero waste

Mam nadzieję, że mi wybaczycie jeśli jeszcze przez chwilę zostanę przy tematach ogrodowych. Tym razem będzie ogród od kuchni, czyli jak zmieniło się moje gotowanie odkąd uprawiam warzywa i owoce - nie tylko na wsi, również w mieście, na balkonie.



Dlaczego warto uprawiać warzywa i owoce?

Przez wiele lat wierzyłam, że jedzenie warzyw jest dobre dla naszego zdrowia, ale ostatnio tyle się słyszy o chemii, która stosowana jest podczas ich wzrostu. Czy to prawda? Rozmawiając z rolnikami, myślę, że to prawda, że mało jest upraw ekologicznych, bo to jest trudne i bardzo drogie. Więc lejemy wszystko chemią. A potem się słyszy, że ta czy tamta sieciówka wycofuje kapustę, sałatę, pomidory, bo przekroczone w nich było stężenie pestycydów czy innych środków. Niestety polityka naszego kraju jest coraz bardziej liberalna w stosunku do używania chemii. Nie ma co ukrywać - dużo można. Więc jeśli chcemy jeść zdrowo musimy zadbać o to sami, oczywiście o ile mamy ku temu warunki. Jeśli nie mamy, możemy zawsze poszukać zaufanego źródła. Mieszkając w mieście myślałam, że to nie dla mnie. Nie mam nikogo w rodzinie, kto uprawia ogród użytkowy, więc kupowałam warzywa na rynku lub w marketach. Teraz wiem, że w wielu małych gospodarstwach są nadwyżki warzyw, które zostają z upraw na potrzeby własne mieszkańców wsi. Wystarczy wybrać się za miasto, zapukać do jednych czy drugich drzwi i zapytać czy mają coś na sprzedaż. Nas od razu poinformowano, gdzie kupimy jajka, gdzie mleko. A teraz nawet wymieniamy się warzywami. :) To znaczy ja daję sadzonki, a sąsiadka swoje plony ;)

Trudy związane z uprawą roślin 

Nie będę ukrywała, że uprawa jest trudna, zwłaszcza gdy ma się tylko balkon (bardzo słoneczny) lub ogród niemalże na pustyni, i bywa się tam raz w tygodniu. Rośliny na balkonie codziennie podlewam. Często je też nawożę, ale tylko nawozami naturalnymi (gnojówką z pokrzyw, obornikiem, humusem). O tym co uprawiam na balkonie pisałam TUTAJ, więc nie będę się powtarzała, ale pokażę Wam postępy uprawy.





Na balkonie łatwo zapanować nad roślinami, bo codziennie mogę sprawdzać co u nich. Gorzej jest w ogrodzie na wsi. Najbardziej doskwiera im brak wody i nadmiar palącego słońca. Część roślin totalnie uschła podczas naszej nieobecności. Zbudowaliśmy sobie wyniesioną rabatę. Pokazywałam ją TUTAJ. Niestety w jej pobliżu nie było dużych drzew dających cień, więc rośliny walczyły o przetrwanie. Od razu pojawiły się mrówki a wraz z nimi mszyce. Tak pozbyliśmy się bobu. Niedawno wpadliśmy na pomysł, by całą grządkę przykryć białą agrowłókniną - to był strzał w 10! Woda nie wyparowuje tak szybko, a słońce pada na rośliny w postaci rozproszonego światła.


Warzywa pięknie się rozrosły. A że nie mamy takich szkodników jak ślimaki czy motyle bielinki (to akurat zasługa braku wody), więc mają piękne liście, i to one mnie natknęły do...

Wykorzystaj wszystko co daje Ci ogród

... właśnie do wykorzystywania wszystkiego. Bo jak już włożysz tyle pracy w uprawę kalarepy od nasiona, to nie masz serca wyrzucać większej jej części, czyli liści. Już dawno jem liście rzodkiewki, tej, którą uprawiam na balkonie. Wczoraj patrząc na kalarepę postanowiłam zrobić z nią to samo. Oczywiście nie tylko ja na to wpadłam. Od razu znalazłam w internecie artykuł o tym ile cudownych wartości mają te liście i co można z nich zrobić. Ja zrobiłam zupę.


Była smaczna, chociaż następnym razem mocniej posiekam liście, bo są dość twarde i długo się gotują, i dodam gotowane jajko. W ogrodzie oprócz warzyw i kwiatów, które sami siejemy czy sadzimy można znaleźć też chwasty. U mnie, między innymi, zakwitły chabry i dzikie bratki.



Pomyślisz: "Wypielić!" Co to, to nie! Zrobiłam z nimi sałatkę. :)


 Może nie podniosły one wartości smakowych dania, ale z pewnością wzrosła jego wartość odżywcza i atrakcyjność wizualna. :) Zanim więc coś wypielisz, zajrzyj do internetu, a nóż widelec (nomen omen), można to zjeść. Niech żyje "zero waste"! Mój kochany mąż cierpliwie znosi moje eksperymenty kulinarne (choć pokrzywy odmówił). Często tylko przebąkuje, że jesteśmy trawożercami. :) Tyle tylko, że dobrze nam z tym.

Ogród ekologiczny


Działka zaskakuje nas nie tylko nowymi smakami, również obrazami. W sobotę po przyjeździe ujrzeliśmy mnóstwo mew śmieszek nad polem.


Latały one nad naszym zielonym "morzem", drzewa szumiały jakby niedaleko było prawdziwe morze, czuliśmy się jak na wakacjach. Czy nie o to w tym wszystkim chodzi?
Pytanie brzmi: skąd u nas mewy, dlaczego przyleciały? Odpowiedź jest prosta - znalazły mnóstwo jedzenia.
W naszych rejonach rolnicy rzadko używają chemii, więc szybko pojawiają się szkodniki. W zeszłym tygodniu na zbożu sąsiada było pełno chrząszczy. Podobne były do stonki, tylko brązowe. W tym tygodniu przyleciały mewy i chrząszczy szybko zrobiło się niewiele. Myślę, że za tydzień nie będzie ani mew, ani szkodników. Bo taka jest natura, dba o równowagę. Dlatego warto jej słuchać, nie używać chemii w ogrodzie, a już z pewnością nie profilaktycznie. Jest tak dużo innych sposobów. Dzięki takiemu podejściu długo będą nas cieszyć takie obrazy jak mewy nad polem czy pszczoły, motyle i trzmiele wśród kwiatów.




Może wówczas i nasze dzieci wypatrzą pazia królowej latającego na działce sąsiada (przepraszam za nieostre zdjęcie, ale był zbyt szybki jak dla mnie :)



Ja co prawda straciłam bób, bo go nie opryskałam, ale udało mi się uratować borówkę amerykańską - gnojówka z pokrzywy skutecznie odstraszyła mszyce. :) Krzaczek miał już bardzo poskręcane listki, co jeszcze możecie dojrzeć na zdjęciu. Nie wiem tylko co zrobić z mrówkami, bo na nie nic nie działa. Może macie sprawdzone metody?


Ekologicznie pozdrawiam,
Edyta

poniedziałek, 3 czerwca 2019

Gdzie jesteś? W ogrodzie!



Taką tabliczkę sobie namalowałam. Pomysł powstał z tęsknoty właśnie za ogrodem. Te kilka godzin w tygodniu to tak mało. Zawsze jak stamtąd wyjeżdżamy, to serce mi się kraje. Tłumaczę sobie, że i tak mam szczęście, że inni nawet tego nie mają, ale tak chciałabym skraść jeszcze kilka chwil, by móc pobyć z moimi roślinami. Za mało czasu im poświęcam, więc ogród jeszcze nie przypomina prawdziwego ogrodu, o jakim marzę. To wciąż pole z samosiejkami i wielką plażą po koparce.


Ale coś się zaczyna dziać. Pięknie wyglądają truskawki. Mają ozdobne, różowe kwiaty, więc poletko przypomina rabatę kwiatową.



 Rosną warzywa, marnie, bo podlewamy je raz w tygodniu, ale żyją. :)


Zakwitł powojnik, prezent od syna. Posadzony w tym roku. 


Niestety nie zdążyłam pomalować podpórki. Teraz już tego nie zrobię, bo mocno się jej uchwycił i pojawiły się kolejne pąki. :)


Powstaje coś na kształt rabat.
Tu sukulentowa, jeszcze nie wypielona i nie całkiem skończona. 


Obok rozchodników okazałych posadziłam rojniki. 


A tu rabata biało-zielona. Nawet zakwitła jedna kokoryczka.


Jak już pisałam nasz ogród przypomina pustynię. Tu naprawdę rzadko pada. By zmienić nieco klimat marzy mi się malutki staw, ale póki co...
... rośliny wodne rosną w wanience. Z tego "jeziorka" chętnie korzystają owady i ptaki. Lubią tu przylatywać na drinka ;) Dlatego pływają w nim korki do butelek na wino, na takiej "łódeczce" mogą sobie usiąść i bezpiecznie się napić. Co tydzień wymieniam wodę, by miały świeżą. Tu przed wymianą.


 

Jest jeszcze coś, co bardzo mnie cieszy - to nasza choinka. To był prawdziwy eksperyment. Kupiłam na Boże Narodzenie świerk w donicy. W domu stał krótko, zaledwie kilka dni. Do wiosny przeczekał na balkonie. Później posadziliśmy go w ogrodzie i to my czekaliśmy na znak, czy się przyjmie. Długo czekaliśmy, ale nie zawiódł nas. :)


Po przekwitnięciu kwiatów cebulowych zrobiło się pusto, więc by w ogrodzie coś kwitło kupiłam dwa kosmosy podwójnie pierzaste. Ale co to są dwa kwiatki na 2 tysiącach m kw.? :( 
Nie wyobrażam sobie jednak kupna 10, 20 szt., to były koszt 60-120 zł. I to kwota wydana na jeden gatunek, który by zagospodarował malutki fragmencik ogrodu, a gdzie reszta?


Dlatego postanowiłam wysiać nasiona. Prawda, te kwiatki zakwitną dopiero w przyszłym roku, ale warto poczekać. Między innymi posiałam moje ukochane łubiny. Teraz to łubineczki, mają takie urocze małe listki. We wrześniu posadzę je do ogrodu, a w przyszłym maju lub czerwcu powinny zakwitnąć.


Uwielbiam je, dlatego pojawiły się na tabliczce "Jestem w ogrodzie".


 
Za rok będzie pięknie... A tymczasem pozdrawiam Was naszym przyszłym widokiem z salonu, tu prawie nic nie trzeba zmieniać. :)


To jego wiosenna odsłona, jesienną mogliście zobaczyć TUTAJ

Edyta