niedziela, 29 maja 2016

DIY: pomaluj komodę w kratkę

Pamiętacie poduszkę i podnóżek, które uszyłam z materiału w kratkę (TU)?  Tak mi się spodobał ten deseń, że postanowiłam go odwzorować na komodzie. W sypialni miałam jeszcze jedną niepomalowaną komodę, która świetnie się nadawała.
Rzadko mam tak, że jak coś zrobię lub pomaluję to efekt mnie całkowicie zadowala. Natomiast o komodzie można powiedzieć, że mi się podoba. :) Zobaczcie sami:

Poduszka leży obok, na łóżku, można porównać czy wzór jest podobny :)
Pamiętacie  z poprzednich postów, jak wyglądała komoda przed?


Tu odbicie w lustrze.


Komoda była bardzo zniszczona (jest z nami już od 20 lat!). To pierwszy mebel jaki kupiłam tuż po ślubie, więc mam do niej duży sentyment. Nigdy w życiu bym jej nie wyrzuciła, ale musiałam coś z niązrobić, bo zaczynała już straszyć swoim wyglądem.
Najpierw musiałam uzupełnić ubytki (wgniecenia i rysy). Było ich sporo, bo jakiś czas spędziła w pokoju dzieci, które jej nie oszczędzały.


Następnie ją przeszlifowałam i odtłuściłam acetonem technicznym.



Później całość pomalowałam białą farbą. Wybrałam farbę kredową (Autentico), bo nie chciało mi się dokładnie usuwać lakieru, którym komoda pomalowana była wcześniej.


Następnie na szuflady i środki drzwiczek nakleiłam taśmę malarską i namalowałam jasnoszare pasy.


Odkleiłam taśmę. Szuflady zostawiłam tak ozdobione, natomiast na drzwiczki nakleiłam w poprzek kolejne pasy i pomalowałam ciemniejszym odcieniem szarości. Oczywiście dopiero, jak farba dobrze wyschła.


Znów poczekałam aż farba wyschnie i nakleiłam pionowe pasy. Następnie pomalowałam niezaklejone kwadraty.


Tak powstała kratka. Na sam koniec wtarłam dwie warstwy bezbarwnego wosku. A oto efekt:


Ciekawa jestem jak Wam się podoba?
PS. to projekt do nowego numeru DIY HOME, który ukaże się już w czerwcu :)

Pozdrawiam,
Edyta

poniedziałek, 23 maja 2016

Weekendowa deska ratunkowa

Ostatnio w tygodniu mam dużo pracy, więc jak przychodzi weekend to już sił nie mam na nic - leżę tylko na balkonie lub chodzę na spacery.


I tak czas by sobie błogo płyną, gdyby nie telefon od znajomych, że właśnie są w okolicy i chętnie wpadną na chwilkę. Ucieszyłam się bo dawno ich nie widziałam, zostawiając kawę i kapelusz ruszyłam do kuchni w celu przygotowania jakiejś przekąski.


I tu pojawił się problem, bo zamiast na zakupy wybrałam się na spacer, podziwiać wiosnę (sami przyznacie, że było co podziwiać).




Nie pozostało mi nic innego jak przygotować "deskę ratunkową" czyli:




Do tego bagietka z czosnkiem i jakaś sałatka, i sytuacja była opanowana :)
Kolekcja desek ostatnio mi się powiększyła. Tę którą widzicie na zdjęciu powyżej, kupiłam niedawno.
Ale zapragnęłam jeszcze kilka innych deseczek nie takich zwyczajnych.Jednak nie chciałam już wydawać zbyt dużo pieniędzy.
Traf chciał, że koleżanka podarowała mi deskę, którą dostała od jakieś firmy. Deska miała wypaloną  sekwencję i logo z jednej strony. Zakryłam to masą szpachlową imitującą beton.



 Natomiast z drugiej strony pomalowałam ją lakierobejcą.


A następnie wtarłam woski barwiące - ciemny brąz i złoto. Efekt jest zdumiewający, chociaż trudny do pokazania na zdjęciu. Wygląda jak stara, wysłużona decha, ale z lekkim połyskiem drobinek metalu.


Oczywiście tak pomalowana nie może służyć do krojenia. Może być jedynie dekoracją lub podkładką pod garnek.
Ja jednak marzyłam, żeby pofarbować deskę, którą używałam do przygotowania posiłków. Chciałam ją zwyczajnie postarzeć,  ale w taki sposób, żebym nadal mogła na niej kroić jedzenie.
Wymyśliłam, że ufarbuję ją starym sposobem farbowania pisanek, czyli ugotuję w łupinach cebuli i occie.


Udało się, teraz deska jest ciemniejsza, zafarbowała się nierównomiernie, więc wygląda  zdecydowanie starzej. Pomalowałam ją olejem do blatów (takim, który możne mieć kontakt z żywnością). Dla porównania obok stoi deska, którą kupiłam razem z tą farbowaną (były prawie identyczne).


Kolekcja desek wygląda tak:


Pozostałym dwóm dam się starzeć w swoim tempie:)
Przy okazji prezentacji desek, odkryłam rąbka tajemnicy. Otóż moja kuchnia przechodzić będzie metamorfozę, a jej początkiem była zmiana koloru płytek - do niedawna były czerwone.

Pozdrawiam,
Edyta

piątek, 20 maja 2016

Wizyta w Sopocie

Z Agnieszką Tyszecką , która wraz z mężem jest oficjalnym dystrybutorem produktów marki Autentico (farby kredowe i nie tylko), poznałam się na warsztatach organizowanych przez wydawnictwo Agora. Chociaż było to spotkanie zawodowe, przypadłyśmy sobie do gustu i pozostałyśmy w kontakcie. I tak od czasu do czasu dzwonimy do siebie, a ostatnio udało nam się spotkać. Odwiedziłam Agnieszkę w jej nowej pracowni, tydzień przed oficjalnym jej otwarciem (ale o tym za chwilkę). Przy kawce i ciasteczku porozmawiałyśmy między innymi o nowościach Autentico, farbie wapiennej Venice, której premiera będzie we wrześniu oraz preparacie Glaze, dzięki któremu przy użyciu farb kredowych możemy uzyskać efekty imitujące drewno,beton czy marmur.

Fot. Agnieszka Tyszecka

Fot. Agnieszka Tyszecka
Te produkty będą w sprzedaży w niedalekiej przyszłości, ale już teraz zachęcam Was do odwiedzenia strony farbakredowa.pl lub stacjonarnej pracowni przy ul. Rzemieślniczej 13 w Sopocie.
Agnieszka podarowała mi różne produkty abym je wypróbowała (dziękuję Agnieszko). Między innym woski metaliczne, zobaczcie jak ładnie prezentują się w puszkach :)


Właśnie zabrałam się za próbowanie - coś tam nimi pomazałam, ale na efekty będziecie musieli trochę poczekać.
Tymczasem kilka zdjęć z otwarcia pracowni, która pełni też funkcję sklepu i magazynu. Niestety ja na otwarcie nie dotarłam (a szkoda, bo byli założyciele marki, a każdy uczestnik mógł wziąć udział w warsztatach).

Fot. Autentico



Fot. Autentico
 Ale była Małgosia (w czerwonej sukience:) z blogu dekudeku.pl.
Małgosia  nie tylko była na spotkaniu ale i pilnie uczestniczyła w warsztatach, bo już niedługo dołączy do grona sprzedawców produktów Autentico.  A w jej pracowni już teraz możecie np. pomalować stary mebel lub sprawdzić jak działają różne media do dekorowania.

Fot. Autentico

Farby kredowe i woski to dla mnie wciąż nie do końca poznane produkty. Chociaż kilka mebli przy ich użyciu już dostało nowe życie w mojej pracowni. Teraz też są na warsztacie i niedługo będę chwaliła się efektami :) A Wy macie jakieś doświadczenie w tym temacie?

Pozdrawiam,
Edyta

niedziela, 15 maja 2016

Nowy, wygodny, szeroki parapet

Już od dawna marzyłam o dużym parapecie, na którym zmieściłyby się dekoracje i dwa koty :) Wymiana na nowy trochę mnie przerażała - to dość poważne przedsięwzięcie. Znalazłam nieco inne wyjście. Z sosnowych półek klejonych zrobiłam zabudowę parapetu a przy okazji grzejnika. Wyszło coś takiego:



Zabudowę dociągnęłam do skosu (mieszkam na poddaszu, skosy to  u mnie rzecz naturalna). W ten sposób powstała dodatkowa półka na książki i lampkę.



 No i kotkę. :) Jak tylko uda jej się pozwalać książki.


Zresztą teraz jest tyle miejsca, że zmieszczą się dwa koty.



Nawet jak na parapecie stoją dekoracje, koty mogą swobodnie po nim chodzić.


Lub chować się za firanką.


Co nie było możliwe, gdy parapet wyglądał tak:


Miał wówczas 23 cm głębokości, teraz ma 43! I jak widzieliście zmieści się na nim wiele.
A jak powstawał? Najpierw zrobiliśmy zabudowę z półek. Mąż wyciął je na wymiar parapetu i ściany. Później zamówiłam w Pracowni Retroconcept przednią ramę. Wszystko połączył razem małżonek, a ja pomalowałam.


Koleżanka poradziła mi, żebym na lato zakryła grzejnik. Już kupiłam stosowny materiał. Jak tylko go zamontuję pochwalę się rezultatem.






To rezultat kolejnego projektu dla magazynu Cztery Kąty.


W najnowszym numerze możecie przeczytać jak malowałam tę dekorację i jak zrobiłam wieszaki, na których talerze powiesiłam.


Pozdrawiam, 
Edyta

środa, 11 maja 2016

Wyjazd do fabryki farb

Taki oto chustecznik powstał na warsztatach zorganizowanych przez grupę PPG (właściciela m.in. marek Dekoral, Bondex i Drewnochron). 


A odbyły się one na wyjeździe prasowym, podczas którego miałam przyjemność zwiedzić fabrykę farb.


Co jakiś czas odwiedzam różne fabryki i zawsze jestem pod wrażeniem automatyzacji. Tu dodatkowo zaskoczyła mnie dyscyplina, mająca na celu bezpieczeństwo pracowników. Dowiedziałam się też wiele na temat farb - np. jak powstają, jak je należy używać prawidłowo, jak malować ściany, aby farba dobrze kryła i była trwała. Przetestowaliśmy też nowe produkty, odporne na takie plamy jak kawa czy ketchup.

 Ale największe zainteresowanie budziły warsztaty, o których już wspomniałam. Zaplanowany był decoupage, jednak uczestniczki zdobiły jak chciały :)


Ja pomalowałam chustecznik i osłonkę na doniczkę.



Do malowania obu przedmiotów użyłam lakierobejcy w żelu. A chustecznik dodatkowo pomalowałam farbą akrylową i  go przetarłam papierem ściernym. Do tej pory bardzo rzadko używałam lakierobejcy, a szkoda, bo ładnie zmienia kolor drewna jednocześnie podkreślając jego strukturę.
To nie jedyny wyjazd, na którym byłam w kwietniu, ale o kolejnych już innym razem.

Pozdrawiam,
Edyta