Urban Jungle w moim domu
Od dziecka uwielbiałam palmiarnie. Pamiętam, że w dzieciństwie zwiedziłam ich całe mnóstwo i wciąż było mi mało, więc przy okazji pobytu w Katowicach nie mogłam odmówić sobie spaceru po palmiarni w Gliwicach. Oto co tam podziwiałam.
Okazało się, że wiele roślin, które rosną w palmiarni mam w domu, ale nie są (niestety) aż tak okazałe.
Palmiarnia:
I te w domu.
Palmiarnia.
I ten w domu.
Bananowiec jest u mnie od niedawna. To jest "kwiatek uratowany", tak mój mąż nazywa zwiędłe badyle, które znoszę do domu. Cóż, często w dyskontach stoją w kącie rośliny, których nikt nie chciał kupić. Wyschnięte, powiędłe, czekają już tylko na to by je wyrzucono. Kiedy znajdę takiego kwiatka i uznam, że ma jeszcze szansę, kupuję go. Tak było między innymi z bananowcem. Nie przewidziałam tylko, że tak szybko się odrodzi i przybierze takie rozmiary. W palmiarni rozpoznałam wiele innych gatunków, które mam w domu - drzewko kawowe, araukarię wyniosłą, helixine (rośnie u mnie w słojach), oplątwy, paprocie, bluszcze...
Pomału brakuje na miejsca na kwiaty, zwłaszcza na podłodze i parapetach. Dlatego, te które mogę wieszam na ścianach lub suficie.
Tymczasem oprócz żywych roślin mój miejski salon zdobią jeszcze zielone rysunki. Niedawno powstał nowy - zainspirowana roślinnością w palmiarni namalowałam liść młodego bananowca.
Okazało się, że wiele roślin, które rosną w palmiarni mam w domu, ale nie są (niestety) aż tak okazałe.
Palmiarnia:
I te w domu.
Palmiarnia.
I ten w domu.
Bananowiec jest u mnie od niedawna. To jest "kwiatek uratowany", tak mój mąż nazywa zwiędłe badyle, które znoszę do domu. Cóż, często w dyskontach stoją w kącie rośliny, których nikt nie chciał kupić. Wyschnięte, powiędłe, czekają już tylko na to by je wyrzucono. Kiedy znajdę takiego kwiatka i uznam, że ma jeszcze szansę, kupuję go. Tak było między innymi z bananowcem. Nie przewidziałam tylko, że tak szybko się odrodzi i przybierze takie rozmiary. W palmiarni rozpoznałam wiele innych gatunków, które mam w domu - drzewko kawowe, araukarię wyniosłą, helixine (rośnie u mnie w słojach), oplątwy, paprocie, bluszcze...
Pomału brakuje na miejsca na kwiaty, zwłaszcza na podłodze i parapetach. Dlatego, te które mogę wieszam na ścianach lub suficie.
I tak oto, zupełnie przez przypadek, moje mieszkanie wpisuje się w modny trend - Urban Jungle :)
Może kilka słów o samym stylu. Jak pewnie pamiętacie pojęcie "miejska dżungla" odnosiło się nie do zieleni, a raczej do betonowych i asfaltowych połaci ziemi, które powstały wraz z rozwojem miast. Miało zdecydowanie zabarwienie pejoratywne, czasem odbierane było też jako zjawisko walki o przetrwanie w miejskim zgiełku. Jednak pojecie "urban jungle" zmieniło swoje znaczenie dzięki parze - Igorovi Josifovic i Judith Graaff, i ich książce "Urban Jungle", w której promują życie wśród zieleni i dekorowanie wnętrz (nie tylko prywatnych) roślinami.
Oczywiście nie oni pierwsi wpadli na ten pomysł. Jak wiemy nasi przodkowie już dawno otaczali się roślinami. Często przy pałacach powstawały ogrody zimowe, a i w samych wnętrzach stały donice z kwiatami. Oj, jak chciałabym taki ogród zimowy. Specjalnie wybrałam taki projekt domu na wieś, by w przyszłości dość łatwo dało się zrobić przydomowy ogród za szkłem (ale to już inna historia). Zawsze o nim marzyłam. I choć na realizację przyjdzie mi poczekać jeszcze kilka lat, to i tak już się cieszę. Ja swoje zamiłowanie do roślin mam w genach - moja prababcia, a później mama w salonie miały prawdziwą dżunglę. Mam po prababci jedną roślinę, którą sukcesywnie odmładzam (tak, tak, inni po babciach mają meble czy porcelanę a ja mam kwiatka). Widać go po prawej stronie zdjęcia. Teraz nie wygląda najładniej, bo Azar sukcesywnie mi go podgryza.
Tymczasem oprócz żywych roślin mój miejski salon zdobią jeszcze zielone rysunki. Niedawno powstał nowy - zainspirowana roślinnością w palmiarni namalowałam liść młodego bananowca.
Zdecydowanie mogę powiedzieć, że "zielono mi", nietrudno też u mnie zagrać w zielone ;)
Pozdrawiam,
Edyta
Podziwiam ludzi, którzy mają rękę do kwiatów. Mi najdłużej, bo rok wytrzymało anturium. :) No i kaktusy mają się całkiem nieźle od lat ale to inna rozmowa. :) Oglądałam palmiarnię w Wałbrzychu, fak faktem nie wspomniałam o niej w swojej relacji, ale tam rzeczywiście znane z domów roślimy osiągają kosmiczne rozmiary. Szklarniane warunki robią swoje. Tak w ogóle "Jeszcze w zielone gramy" jest cudownym utworem. :)
OdpowiedzUsuńPięknie u Ciebie, śliczna zielistka.:)
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńKwiaty w słoikach sadziłaś sama? Może jest na ten temat post? Wrzuć, plisss, link, bo chcę zrobić u siebie :-)
OdpowiedzUsuńSama robię, wpadnij zrobimy razem. Wiem, gdzie można kupić fajne słoje. Post jest, ale jak go znaleźć to nie wiem. Mogę przygotować nowy, na niedzielę. :)
Usuńja zawsze miałam duzo kwiatów w domu teraz do tego podochodziły inne gadzety z motywem roslinnym np. poduchy czy obrazki. Twoje obrazki sa cudne rozumiem że to akwarele. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję, tak akwarela, najpierw kredki, potem farby.
UsuńFajnie jest u Ciebie ;) podziwiam peace ktora wkladasz w pielegnacje kwiatow :) milego ;(
OdpowiedzUsuńMialo byc : milego ;)
Usuńpięknie u Ciebie :) <3
OdpowiedzUsuńSuper jungla, taki wystrój dobrze mnie nastraja.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się u Ciebie podoba. Uwielbiam kwiaty, przepięknie u Ciebie rosną, mają dobry domek. :) Palmiarnie odwiedziłam z mamą jakoś na początku roku i bardzo miło wspominam. Pozdrawiam serdecznie, śliczne zdjęcia. :)))
OdpowiedzUsuńJeszcze chcę życzyć miłego weekendu. :D