wtorek, 28 lutego 2012

Kulinarnie

Lubię zioła, najbardziej świeże. Niestety zimą mam ich niewiele, bo parapet w kuchni jest mały i nie wszystko, co chciałabym hodować, mieści. Właśnie dlatego wymyślam różne formy zakonserwowania (nie wiem czy to odpowiednie słowo) zapachu i smaku przypraw. Jednym z takich wynalazków (oczywiście nie mój ci on) jest aromatyzowana oliwa. Dzisiaj pokażę Wam dwie takie, co skradły mi podniebienie.






Przepisy są banalne. Świeże zioła, przyprawy lub warzywa zalewamy oliwą, odstawiamy w ciemne i chłodne miejsce na dwa tygodnie i już. Ja do pierwszej dodałam  gałązkę rozmarynu i kilka ziaren kolorowego pieprzu. Druga to diablica, czyli zalana oliwą papryczka peperoni, używać ostrożnie:).  
Taką oliwę możemy wykorzystać w zasadzie do wszystkiego, choć pamiętajmy jeśli użyjemy oliwy extra virgin  to nie powinniśmy na niej smażyć.

Życzę smacznego!

sobota, 25 lutego 2012

Wiosenne porządki


Na dworze coraz cieplej. Brzoza przed oknem zaczyna ożywać, najwyższa pora pożegnać zimę, zarówno tę realną jak i blogową. Stąd nowe tło i drobne zmiany na stronce. Chciałabym dokonać jeszcze większych np. dodać listę czytanych blogów i kilka innych gadżetów. Niestety blogger jest dla mnie ciągle wyzwaniem, więc trochę to potrwa.

Tymczasem bambusowa miska z kolekcji starych, lekko zapomnianych udekorowanych przeze mnie przedmiotów.


Dziękuję stałym Czytelniczkom, nowym Zaglądającym oraz wszytkim, którzy bywają czasami. Dla Was pączek, który kwiatem będzie.


środa, 22 lutego 2012

Wspominki

Jak obiecałam przedstawiam kilka starych prac. Te deseczki powstały, kiedy uczyłam się cieniowania. To moje pierwsze cieniowane „dzieła”J



Pomarańcze powstały nieco później.


Druga strona jest cała malowana.

wtorek, 21 lutego 2012

Coś jest nie tak...

chęci do pracy mam, ale nic mi nie wychodzi. Nie mam pomysłów, a nawet gdybym miała to sił na realizację brakuje. Postanowiłam pokończyć dawno zaczęte prace. Szkatułka z bluszczem miała być prezentem dla mamy. Rzadko obklejam przedmiot całą serwetką, ale ta bardzo mi się podobała i do kształtu szkatułki pasowała. Niestety zabrakło kawałeczka, więc powstał pasek wokół wieczka. (Chyba zaczynam rymować:) Efekt mi się nie podoba, z dopracowaniem też miałam kłopot, ale brakuje mi sił na poprawianie, więc tak zostanie...




Postanowiłam porzucić decu na jakiś czas. Na blogu będę zamieszczać moje stare jeszcze niepublikowane prace, więc zaglądajcie od czasu do czasu:)
Dziękuję Wam za miłe komentarze. Ta odrobina wiosny niech będzie moim podziękowaniem:)



poniedziałek, 13 lutego 2012

Walentynki

Co roku mam ten sam problem: obchodzić Walentynki czy nie? Przecież to nie nasze święto. Mąż się upiera, że nie, bo nasza tradycja jest równie ciekawa i należy ją pielęgnować. Dzieci wychowane na telewizyjnej kulturze amerykańskiej są jak najbardziej za obchodzeniem tego święta. Niby mąż ma rację, ale czy uda nam się powstrzymać to co idzie do nas z Zachodu? Myślę, że nie. Kolejne pokolenia będą bardziej obywatelami Świata niż Polski, czy to dobrze czy nie trudno powiedzieć.
Co Wy o tym sądzicie? Obchodzice Walentynki?
Ja się poddałam i mały akcent walentynkowy zrobiłam, co prawda nie dla mnie, ale zawsze.


czwartek, 9 lutego 2012

Wyzwanie Szuflady pt: " Czas na kawę "

Zaczęłam sobie robić tacę, a tu takie wyzwanie!
Choć trochę się boję, bo pierwszy raz biorę udział w takiej inicjatywie, ale uwielbiam kawę, więc muszę zaprezentować moją tackę.
Pomalowałam ją czekoladowym brązem, w miejscach gdzie miały być "łączenia desek" przetarłam świeczką, całość pomalowałam kremem. Po wyschnięciu przeszliforałam i powstały mi deseczki. Na tak przygotowane tło przykleiłam serwetki. Niestety mój kremowy był zbyt jasny, więc zaczęło się cieniowanie, mieszanie farb, znów cieniowanie, szlifowanie etc. Na koniec poprawiłam "łączenia desek" i dopisałam "or". Całość zabezpieczyłam lakierem.
Oto efekt:





I zdjęcie przy sztucznym świetle:

środa, 8 lutego 2012

Szklane brudaski

Wraz z awarią zmywarki moja kuchnia, jadalnia i salon (3w1) wypełniła się wszelkiego rodzaju brudnymi szklankami i kubeczkami.  Wieczorem spędziłam kilka godzin na oczyszczaniu domu. Następnego dnia postanowiłam przyłapać brudziciela szklanek. Usiadłam sobie w kąciku z kawą, lekturą i obserwowałam. Troje moich słodkich dzieciaczków odeszło od śniadania pozostawiając trzy szklanki. Po 15 minutach zabawy przybiegła najmłodsza z pociech z krzykiem: „pić mi się chce”. Bez zastanowienia wyciągnął kubek z szafki i nalał sobie soku. Czwarte naczynie stanęło, tym razem na blacie kuchennym. Po kolejnych kilkunastu minutach wpadł średni syn ze słowami: „napiłbym się czegoś” i znów: szafka, szklanka i sok. Piąte naczynie spoczęło koło chlebaka. Kilka stron mojej książki dalej, weszła nastolatka. Bez słowa wyjęła szklaneczkę nalała wody, wypiła i grzecznie odstawiła koło zlewu. Szósta szklanka. Moja kawa w kubku, dawno się skończyła, więc ja również odstawiłam naczynie koło zlewu. Wyszłam na dwie godzinki do pracowni. Wracam, a kubeczki i szklaneczki rozmnożyły się do niewiarygodnych ilości.  Zawołałam potomstwo i grzecznie mówię:” Chciałabym zacząć robić obiad, czy możecie umyć po sobie naczynia?” „To nie moje!” nadzwyczaj zgodnie krzyknęło rodzeństwo. Spytałam, czy w takim razie mogą wskazać szklanki, w których dzisiaj pili. „Przecież ja jeszcze nic nie piłem!” – średniak, „Swoją szklankę mam w pokoju”- nastolatka, „Ja nie pamiętam, który jest mój kubek”- najmłodszy. Tak więc znów zostałam ze stertą niczyich naczyń. Postanowiłam jednak się nie poddawać terrorowi nieletnich (zwłaszcza, że zmywarka miała stać zepsuta jeszcze co najmniej 5 dni), zabrałam kilka szklanek do pracowni i podpisałam. Ha! Teraz każde z pociech ma swoją szklankę, którą musi utrzymywać w czystościJ Oczywiście szklanki, z wiadomych względów robiłam w pośpiechu, więc nie są zbyt urodziwe. Następnym razem postaram się lepiej.



niedziela, 5 lutego 2012

Za dużo mam na głowie

Ośmioletni synek na moją prośbę, by wyszedł z psem mówi: „ no nie, ja mam za dużo na głowie”. Najpierw się roześmiałam, potem uświadomiłam sobie, że dzieci bywają naszą kalką. Powtarzają to co mówią dorośli i dlatego czasem bawią nas ich komentarze. Podobnie było z moją, wówczas dwuletnią córcią, która ciągle narzekała na skurcze w podbrzuszu, kiedy ja byłam w ciąży z jej młodszym bratem.
Tak więc zaczęłam się zastanawiać jak często ostatnio narzekam na brak czasu i nadmiar obowiązków. Doszłam do wniosku, że często i że jest to, jak w przypadku mojego synka grubo przesadzone. On ma tylko jeden obowiązek, a mianowicie wyjście popołudniowe z psem. Ja również tych obowiązków nie mam ,aż tak dużo, żeby w kółko narzekać. Po prostu czasem tłumaczę własną niechęć do zrobienia czegoś brakiem czasu. Warto jednak od czasu do czasu popatrzeć na siebie z boku, i poprawić co nieco, aby nasze dzieci zaskakiwały nas pozytywnymi uwagami podpatrzonymi u dorosłych.
Tym czasem pokażę Wam aniołka, który troszkę przypomina mojego synka, więc bardzo lubię ten motyw. Kiedyś zrobiłam obrazek, teraz szkatułkę. Zostały mi jeszcze dwa kawałki tej serwetki i na pewno je niedługo wykorzystam.


Ceramiczne początki

 Aż trudno uwierzyć, że mija właśnie pół roku odkąd zapisałam się na warsztaty ceramiki. To jest coś o czym zawsze marzyłam, ale nigdy nie b...