czwartek, 29 marca 2012

W biegu

Sprawy zawodowe, a właściwie przyszło-zawodowe oraz edukacyjne (tak, tak, choć wiek już nie sprzyjający edukacji), nie pozwalają mi na długie rozpisywanie się. Prawda jest też taka, że nie miałam czasu na wykreowanie czegoś kreatywnego. Sami widzicie masło maślane. Zatem wstawię tylko zdjęcia komódki, stanowiącej komplet z krzesłem z poprzedniego posta.





I już nic nie piszę, oprócz podziekowań za miłe komentarze i słów powitalnych dla nowej obserwatorki. Tak więc bardzo Wam wszystkim dziękuję i witam serdecznie.

poniedziałek, 26 marca 2012

Stare, dobre meble

Z górami za lasami…dawno, dawno temu… kiedy Nastolatki były malutkie… o Ośmiolatku jeszcze nie myślałam… chciałam kupić sześć krzeseł do kuchni.  Oczywiście marzyły mi się piękne , tapicerowane, nowoczesne. Po przeanalizowaniu sytuacji finansowej (młode małżeństwo, na dorobku), mieszkaniowej (stara przedwojenna kamienica z wyposażeniem nienowoczesnym) oraz praktycznej (małe, brudzące i niszczące wszystko na swej drodze dzieci), mój wybór padł na sosnowe, tradycyjne krzesła zrobione przez miejscowego stolarza.

Tuż za „rogiem” (w drugim pokoju)… nie tak dawno temu (dokładnie rok)… pięć krzeseł, które przetrwało znęcanie się nad nimi dwójki dorosłych, trojga  dzieci, niezliczonych ilości gości oraz dwóch kotów i psa, zostały zamienione na nowe, piękne, tapicerowane, nowoczesne krzesła.  Ich około dziesięcioletnia służba i niezwykła wytrzymałość sprawiły, że nie miałam sumienia wyrzucić siedzisk na śmietnik. Wyniosłam je, więc do pracowni. Tam spędziły kolejny rok…



Tutaj… obecnie…




Tak wygląda pierwsze odrestaurowane krzesełko, teraz trafi do łazienki, gdzie dalej będzie nam służyć. Mam nadzieję, że co najmniej  przez kolejne dziesięć lat.

Przepraszam za jakość zdjęć, ale nie mogłam znaleźć odpowiedniego światła, które oddałoby rzeczywisty kolor, więc biegałam po mieszkaniu i pstrykałam jak wściekła.

Dziękuję za serdeczne komentarze, którymi sprawiacie mi ogromną radość.

środa, 21 marca 2012

Uzależnienie?

Znów to zrobiłam! Niby ot tak, weszłam do przypadkowego sklepu spożywczego po butelkę wody. Wchodzę, a tu, na samym wejściu ogromny, przepiękny stojak z … serwetkami! Aż mi się gębuszka uśmiechnęła, oczy błysnęły, a ręce zaczęły nerwowo trząść.  Stałam przy tym stojaku jak urzeczona. W końcu zniecierpliwiona ekspedientka odezwała się : „Pani się nie spieszy, proszę oglądać”. Myśli biegały mi po głowie: „W tym miesiącu kupiłam już kilka paczek, ale tu są takie piękności”. Byłam bardzo dzielna i w rezultacie wyszłam z dwiema, nowiuśkimi paczkami.





I co ja mam robić?  Na początku myślałam, że to zapał nowicjuszki i w końcu mi przejdzie, ale nie… ciągle to mam. Wchodzę do każdego „spożywczaka” i rozglądam się za serwetkami. Miejsca na nie już nie mam. Karton, w którym spoczywały, odmówił posłuszeństwa i rozszedł się po bokach. Przydałby mi się odwyk, ale jak to brzmi: „Mam na imię Edyta i jestem uzależniona od kupowania serwetek”. Niepoważnie, musicie przyznać, a z pewnych rzeczy nie powinno się żartować. Chyba jednak, będę musiała uporać się z problemem sama. Powinnam również pozbyć się kilku paczek, które już są w moim posiadaniu. Myślałam o candy p.t. „Oddam serwetki w zdolne ręce”.  Może w kwietniu (to dla mnie wyjątkowy miesiąc) uda mi się coś zorganizować.
Nie mam czasu na decoupage’owanie, więc wrzucę tylko zdjęcie puszeczki, która powstała w tzw. międzyczasie, troszkę od niechcenia.


Pozdrawiam Wszystkich uzależnionych od kupowania materiałów i tworzenia wyjątkowych rzeczyJ



wtorek, 13 marca 2012

W poszukiwaniu wiosny

Zachęcona telewizyjną relacją, że wiosna już u nas zawitała, wyruszyłam, wraz z rodziną, do jednego z warszawskich parków na poszukiwanie wiosny. Jakie było moje rozczarowanie, gdy zamiast krokusów, przebiśniegów i pąków na drzewach, zastałam stawy skute lodem,


zmarzniętych ludzi i zwierzęta.



Tak mi się zrobiło smutno, że wiosny jeszcze nie widać. Postanowiłam ją sobie stworzyć. Założenie było: ma być wiosennie, kolorowo, prosto, bez zbędnych udziwnień. Tak powstały:







I jeszcze jedna pisanka, tym razem z innej bajki. Inspirowana kursem Mamoni. Kurs świetny, godny polecenia. Ja oczywiście w swojej przekorze coś tam zmodyfikowałam, ale Wam nie będę mieszać w głowach i zachowam to dla siebieJ





Dziękuję, że czasem zaglądacie, życzę szybkiej wiosny!

sobota, 10 marca 2012

Wiosenne porządki c.d.

Po sprzątnięciu mieszkania przyszła pora na posprzątanie ciała i ducha. Aby nie dać się wiosennemu przesileniu i nie popaść w jakiś niepotrzebny stan depresyjny, postanowiłam zrobić coś wesołego, kolorowego, wręcz dziecinnego. Tak właśnie powstała butelka. Pomogła mi ona w odzyskaniu dobrego nastroju (oczyszczeniu ducha z negatywnych myśli spowodowanych niedoborem słońca). 




Teraz czas na oczyszczenie ciała, ale niestety diety się mnie nie trzymają. Silną wolę to ja mam ogromną, tylko jakąś taką krótkotrwałą. Jak tu się oczyścić nie rezygnując z małych przyjemności np. kawy, czekolady, ciasta i innych, których nie będę wymieniaćJ? No cóż nie wszystko naraz, mieszkanie i dusza to i tak już dużo, prawda?

piątek, 9 marca 2012

Wiosenne porządki


„Wiosna w kwietniu zbudziła się z rana,
Wyszła wprawdzie troszeczkę zaspana,
Lecz zajrzała we wszystkie zakątki:
- Zaczynamy wiosenne porządki

Skoczył wietrzyk zamaszyście,
Pookurzał mchy i liście.
Z bocznych dróżek, z polnych ścieżek
Powymiatał brudny śnieżek….”
U nas wiosna troszkę wcześniej słońcem zaświeciła, więc ja za porządki zabrałam się ( aby należycie uczcić dzień kobiet) 8 marca.
Nie uwierzycie, ale taką ozdobę dopiero teraz z okna zmyłam.






"...Krasnoludki wiadra niosą,
Myją ziemię ranną rosą.
Chmury, płynąc po błękicie,
Urządziły wielkie mycie,
A obłoki miękką szmatką
Polerują słońce gładko,
Aż się dziwią wszystkie dzieci,
Że tak w niebie ładnie świeci...."
 
Tak jak wiosna, z wszystkich kątów wymiotłam kurze, poduchy wytrzepałam, lampy, szafki, lustra, a nawet ściany pomyłam, aż mnie zachód słońca zastał. W marcu zachody słońca są u nas wyjątkowe, bo centralnie za kuchennym i salonowym oknem słońce kryje się za horyzont.

Dzięki temu na ścianach mam przepiękne, jak ogniem malowane obrazy.


"...A żurawie i skowronki
Posypały kwieciem łąki,
Posypały klomby, grządki
I skończyły się porządki...."
Jan Brzechwa
U mnie nie żurawie i skowronki, ale ukochani mężczyżni ukwiecili dom.


A po męczącej pracy nagrodziłam się jabłecznikiem, który wcześniej upiekłam.


Wtedy to zauważyłam, że mam obserwatora moich porządkowych wyczynów.


Ukoronowaniem dnia była wizyta gości i siedzenie do późnych godzin wieczornych.
Tak więc nie zdążyłam , złożyć Paniom i sobie blogowych życzeń, co czynię teraz:
Oby każdy dzień w roku był dla nas, Kochane, Dniem Kobiet i nie koniecznie musi to być dzień międzynarodowyJ.


poniedziałek, 5 marca 2012

Urodzinki

W weekend naszemu najmłodszemu dziecku wyprawiliśmy przyjęcie urodzinowe dla jego przyjaciół. Tym razem, nauczeni zeszłorocznym doświadczeniem lepiej się przygotowaliśmy, a co najważniejsze wyprawiliśmy je w wynajętej sali, a nie w domu. Na wspomnienie ubiegłorocznych urodzin, które odbyły się u nas, aż ciarki mi przechodzą. Obiecałam sobie, że nigdy więcej!!!! Chociaż dzieci bawiły się wspaniale, to my byliśmy wykończeni. Tort okazał się porażką, bo był za słodki. Zamówione pizze zamiast jedna z pieczarkami, druga z szynką, a inne jeszcze z czymś tam, przyjechały tylko z pieczarkami i szynką. Wszystkie dzieci jak na komendę krzyknęły, że nie lubią pieczarek i zostaliśmy z czterema maxi niezjedzonym:(. Na dodatek w celu urozmaicenia zabawy, kupiłam urodzinowe trąbki, takie duże, bo małe, rozwijane, w sklepie pakowane były po 40 szt, więc zdecydowałam się na 12 większych, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że większe to... głośniejsze. Dzieciom się bardzo spodobały, momentalnie podzieliły się na dwa wrogie obozy i rozpoczęły godzinną wojnę na trąbki tzn. na to, która drużyna zatrąbi drugą na śmierć... ilość decybeli powaliłaby stado słoni, głuchych jak pień. Nie wiem jak przetrwaliśmy ten dzień.

W tym roku postanowiłam się lepiej przygotować. Po pierwsze, żadnych trąbek! W zamian na przywitanie dzieci dostały woreczki z własnym imieniem (uszyte przeze mnie), do których włożyłam smakołyki. W trakcie urodzin zrobiłam kilka konkursów. Zwycięzcy dostawali nagrody, które chowali do swoich worków. Tym razem tort był zdecydowanie lepszy, bo poskąpiłam cukru. Zamiast pizzy kupiliśmy chipsy, paluszki, ciasteczka etc., czyli smakołyki, których dzieci na co dzień nie mogą jeść, więc smakowały im wyjątkowo. Synek był szczęśliwy, a i rodzice mieli chwilkę na poplotkowanie przy kawce:)



Solenizant zażyczył sobie woreczka z kociakami.




Zapraszam Wszystkich na Candy na blogu Moje pobielenie.

czwartek, 1 marca 2012

Zazdrość

Pozazdrościłam… pięknych pisanek prezentowanych tu i ówdzie w blogowej sferze. I się wzięłam, a raczej zawzięłam. Zrobiłam sobie kurze wydmuszki, (głuptas ze mnie nie wiedziałam, że można kupić gotowe i to gęsie). Ubawiłam się przy tym, bo mi się dzieciństwo przypomniało. Kilka mi nie wyszło, więc mąż musiał zjeść podwójną porcję jajecznicy. Po umyciu zabrałam się do pracy. Pokarało mnie jednak za to, że zazdrościłam i moje pisanki nie wyszły tak piękne jakbym chciała. W dodatku dwie stukłam. Długo się zastanawiałam czy je w ogóle pokazać, ale co mi tam raz kozie śmierć, a może lepiej brzmi pierwsze śliwki robaczywki.
















Ceramiczne początki

 Aż trudno uwierzyć, że mija właśnie pół roku odkąd zapisałam się na warsztaty ceramiki. To jest coś o czym zawsze marzyłam, ale nigdy nie b...